2005-2006
Literackie przystanki
KMP 4/2006
Spotkanie z literackim Poznaniem jest przygodą tyleż trudną, co ciekawą. Organicznikowskie z gruntu miasto chętnie przyjmowało pisarzy i poetów, nawet tych przybyłych z odległych stron. Liczni z nich swe największe dzieła tworzyli dopiero po opuszczeniu Grodu Przemysła, ale utwory niektórych tu powstawały i stąd wyrosły. Ostatni tom Kroniki w tym roku (4/2006) poświęcony jest właśnie tym twórcom, którzy na dłuższy lub krótszy czas związali swe losy z Poznaniem. Najczęściej przebywali tu krótko i pisali niewiele. Mit o kulturalnej Beocji przełamują nieliczni, bo twórczość literacka na poznańskim ugorze rodziła się w bólach. Ale to, co udało się zabrać w tomie, to - pisarskie raczej niż literackie - perełki, ciekawostki, zajmujące opowieści, o których warto o nich wspomnieć, bo bez nich obraz naszego miasta nie byłby pełen.
Zobacz także
Poznańscy Żydzi
KMP 3/2006
Żyli obok nas 700 lat. Czasem sąsiadowaliśmy jak Kargul z Pawlakiem, rzadziej łączyła nas nić porozumienia i świadomość wspólnego losu na wielkopolskiej ziemi. Kiedy życie gospodarcze kwitło i Poznań się rozwijał, było w nim miejsce dla Polaków, Niemców, Włochów, Szkotów, Żydów, Greków i Ormian, lecz gdy przychodził czas kryzysu, winą obarczano nie warunki gospodarcze, lecz Żydów czy Greków jako najsłabszych z obcych. Wypisywano memoriały do królów, podejmowano uchwały władz miasta, pisano pamflety i satyry i zapominano o tym wszystkim, gdy miasto znów zaczynało się rozwijać, a przypominano przy okazji kolejnego kryzysu. Rytm gospodarczych hoss i bess wskazuje czasy rośnięcia i zmniejszania się antagonizmów. Jest tylko jeden wyjątek - czasy porozbiorowe, gdy w XIX wieku modernizujące się społeczeństwo żydowskie wybrało Niemców za swego partnera politycznego albo też Niemcy, zgodnie z zasadą divide et impera, wybrali Żydów za swego sojusznika. W "najdłuższej wojnie nowoczesnej Europy" staliśmy po przeciwnych stronach, ale obie strony walczyły fair. Po powstaniu wielkopolskim starzy poznańscy Żydzi, tak jak Niemcy, opuścili Poznań, udając się na tereny niemieckie. Wyjechały rodziny wielkich kupców, fabrykantów, kamieniczników, adwokatów, architektów, lekarzy. Nikt się nie spodziewał, że po "kryształowej nocy" zapłacą za to najwyższą cenę w obozach Auschwitz, Dachau, Teresina. Na miejsce emigrujących przybywali Żydzi z miasteczek Kongresówki, tworząc zupełnie nowe środowisko żydowskie, niezwiązane z poprzednikami ani więzami krwi, ani tradycją. Ci nowi poznańscy Żydzi, Ostjuden, odziedziczyli antagonizm polsko-żydowski z czasów zaboru pruskiego, doszedł do tego nowoendecki antysemityzm okresu międzywojennego i kolejny kryzys gospodarczy Poznania. Nowi członkowie gminy żydowskiej nie zdobyli już w mieście tak wysokiej pozycji, jaką mieli ich poprzednicy. Po zajęciu Poznania przez Niemców tak Polacy jak i Żydzi poprzez ten sam obóz na Głównej byli wysiedlani z Wielkopolski do Generalnej Guberni, by tam oczekiwać na decyzje "narodu panów". Tylko bardzo nieliczni Żydzi wrócili do Poznania po wojnie, zresztą niewielu przeżyło. Wrócili najczęściej na krótko. Potem w Izraelu czy w Stanach Zjednoczonych wspominali swą poznańską młodość, poznańskie domy i ulice.
Historii przekreślić nie można. Pogardy i nienawiści wstydzić się trzeba. Dzieje poznańskich Żydów są częścią historii naszego miasta. Trzeba je poznać, by zrozumieć ślady pozostałe w naszym mieście. Trzeba nadal próbować zebrać rozproszone po świecie materiały historyczne po naszych Żydach, przełożyć je z dawnej hebrajszczyzny - niezrozumiałej dla współczesnych - na język polski, dotrzeć do dawnych pamiętników, zachwycić się wielkimi rodami Kantorowiczów, Jaffe, Kronthalów, Samterów, pochylić się nad ich zaradnością i uczonością, bo oni, tak jak my, byli poznaniakami. Przypomnieć Troplowitza, wynalazcę kremu Nivea, pochwalić się gwiazdą Hollywoodu Lily Palmer. Do zrobienia jest jeszcze mnóstwo, ale potem będziemy mądrzejsi i dumniejsi z Poznania.
Zobacz także
Czerwiec '56
KMP 2/2006
Numer Kroniki Miasta Poznania tak naprawdę nie jest, jak wskazuje tytuł, tomem o Czerwcu "56 i wspomnieniem o tamtych dniach. Jest raczej tomem o pamięci o Czerwcu, a nawet - o niepamięci. Wszystko to, co działo się na ulicach Poznania w czarny Czwartek zostało już po wielokroć opisane, analizowane i interpretowane. Ale Czerwiec spowodował ciąg zdarzeń, politycznych, socjologicznych, artystycznych, które pozwalają o nim pamiętać, mimo długiego procesu wypierania tych wydarzeń ze świadomości społecznej Polaków i samych Poznaniaków. Czy udało się ocalić Czerwiec? Czy jedna lub dwie ważne publikacje, spektakl teatralny, film pozwolą uchronić go od zapomnienia? Czy archiwalia z zasobów radiowych (Kronika po raz pierwszy w swej historii ukaże się z płytą, na której znajdą się archiwalne relacje i audycje radia oficjalnego i Radia Wolna Europa z 1956 roku będące własnością Radia Merkury SA), dokumenty KW PZPR (publikujemy nieznane dotąd akta z zasobów Komitetu Wojewódzkiego) czy akta tzw. procesów poznańskich przypomną poznaniakom, jak wielkie znaczenie dla historii miał protest poznańskich robotników? 50. rocznica Czarnego Czwartku zmusza nie tylko do refleksji, wymaga przypomnienia, aby ocalić pamięć.
Zobacz także
Ulica Święty Marcin
KMP 1/2006
Od czasu, kiedy w 1990 roku Kronikę Miasta Poznania przejęło nowe kolegium redakcyjne, największą popularnością wśród czytelników cieszyły się tzw. numery dzielnicowe, czyli tomy w całości poświęcone jednej dzielnicy Poznania czy jej historycznej części. Jako pierwszy ukazał się w 1995 roku numer o Chwaliszewie, następnie o Śródce, Łazarzu, Jeżycach, Górczynie, Głównej i o Dębcu. Choć poznańskich dzielnic zostało jeszcze sporo, w 2006 roku redakcja postanowiła rozpocząć nowy cykl Kronik opisujących miejskie ulice. Nie ulegało wątpliwości, że należy rozpocząć od Świętego Marcina, niegdyś głównej ulicy podmiejskiej osady, dziś reprezentacyjnej i najważniejszej ulicy w mieście. Jej miejska historia ma zaledwie 200 lat, ale doskonale odzwierciedla dzieje poznańskiego Śródmieścia. Początkowo ulica, zabudowana w przeważającej części drewnianymi domami, pełniła wyłącznie funkcje mieszkalne, wkrótce stała się ważnym miejscem handlu, rzemiosła i usług, a w 2. połowie XIX wieku, zabudowana okazałymi kamienicami, zaczęła pełnić rolę reprezentacyjnej części miasta z tzw. dobrym adresem. Cały czas jednak była przede wszystkim ważną arterią komunikacyjną jako śródmiejska część drogi prowadzącej ze wschodu na zachód. Po zniszczeniach wojennych dylemat, jaką funkcję ma pełnić Święty Marcin w planowanym wówczas, nowoczesnym city, pojawił się ze zdwojoną siłą. Początkowo komunikacja wzięła górę i pierwsze powojenne plany zakładały niemal całkowite wyburzenie dziewiętnastowiecznych kamienic i uczynienie ze Świętego Marcina prawie autostrady. Na szczęście powojenna bieda nie pozwoliła na urzeczywistnienie tych morderczych dla ulicy projektów, choć kilka kamienic, które można było jeszcze uratować, poszło pod młotek. Dzisiaj komunikacja współgra na Świętym Marcinie z handlem i funkcjami reprezentacyjnymi. Tylko mieszkać się tam już żadną miarą nie da. "Dobrym adresem" ulica raczej być przestała, choć zachowała miano głównej.
Zobacz także
Nasza piękna Solidarność
KMP 4/2005
Solidarność" po 25 latach przywołuje różne wspomnienia. Nawet te same fakty, wydarzenia, spotkania, dyskusje z perspektywy czasu wydają się inne. Dystans historyczny, choć jeszcze niewielki, temperament i doświadczenie uczestników tamtych zdarzeń powodują odmienne spojrzenia na zjawiska zdawałoby się tożsame. Grudniowy tom Kroniki Miasta Poznania stworzyli ludzie, dla których karnawał "Solidarności" był ich czasem, czasem młodości, buntu, nowych doświadczeń. Ich wspomnienia dotyczą krótkiego okresu 16 miesięcy od sierpnia 1980 roku do 13 grudnia 1981 roku. Z indywidualnej perspektywy, już uporządkowanej i przemyślanej, różnie rozkładają się akcenty, okazuje się, że jedno spotkanie może być postrzegane za każdym razem inaczej.
Dopiero suma tych wspomnień daje obraz tego, co działo się w ciągu tych kilkunastu miesięcy, co było ważne, a co mniej, co przeszło do historii, a co zostało zapomniane.
Zobacz także
Odwilż '56
KMP 3/2005
Krótki okres odwilży po stalinowskiej nocy, od 1955 roku, kiedy ujawniono tezy tajnego referatu Chruszczowa o zbrodniach Stalina na XX Zjazd KPZR, do 1960 roku, gdy za rządów Gomułki powoli zaczęto likwidować dopiero co uzyskane przywileje i zaczęła się era przymrozku, potrafiono w Poznaniu wykorzystać. W tym czasie powstały ważne dla poznańskiej kultury czasopisma, przede wszystkim Tygodnik Zachodni i Wyboje, działalność rozpoczęły Operetka i telewizja oraz Wydawnictwo Poznańskie. Zorganizowano Wiosnę Muzyczną, zaczęły funkcjonować kabaret Żółtodziób, grupa Poetycko-Muzyczna Pro Musica i grupa poetycka Wierzbak. Za tym wszystkim stali ludzie, wtedy pełni zapału i entuzjazmu, którzy dzisiaj, po 50 latach, zgodzili się współtworzyć kolejny numer Kroniki Miasta Poznania (3/2005), wspominając czas swej młodości. Autorami tomu są więc przede wszystkim animatorzy życia kulturalnego i uczestnicy popaździernikowej odwilży: Ryszard Danecki, Stefan Mroczkowski, Alojzy Andrzej Łuczak, Tadeusz Haluch, Antoni Kończal, Henryk Olszewski, Leonard Pietraszak, Ryszard Podlewski i wielu innych. W ich wspomnieniach 2 połowa lat 50. ubiegłego wieku jawi się jako czas wspaniałych wydarzeń, premier, koncertów, wieczorów poetyckich, spotkań, zażartych dyskusji. Intensywnie przeżywanych, tłumnie obleganych. Być może z poczuciem rychłego końca i niewiary w trwałość dokonujących się zmian?
Zobacz także
Ślady świętości. Jan Paweł II w Poznaniu i Wielkopolsce
Wydanie specjalne
W kolejną rocznicę pontyfikatu Jana Pawła II Kronika Miasta Poznania przygotowała dodatkowy, specjalny numer poświęcony papieskiej obecności i związkom z naszym miastem i regionem. Tom otwiera blok tekstów prezentujących sylwetki świętych i błogosławionych poznaniaków i Wielkopolan, także tych wyniesionych na ołtarze przez polskiego Papieża oraz kandydatów do beatyfikacji. Obie wizyty Ojca Świętego w Poznaniu - w 1983 i 1997 roku - przedstawione zostały zarówno w relacji duchownego - ks. bpa Marka Jędraszewskiego, jak i osób świeckich - ówczesnych prezydentów miasta czy szefa Solidarności HCP Marka Lenartowskiego. Dodatkowe światło na kulisy organizacji pierwszej pielgrzymki poznańskiej, przypadającej jeszcze na czasy PRL-u, rzucają artykuł poświęcony stylowi relacjonowania jej w mediach oraz publikowane w tomie tajne dokumenty z archiwów PZPR. Jednak związki Karola Wojtyły z Poznaniem sięgają lat 50. i późniejszych, gdy jako biskup, a potem kardynał prowadził tu rekolekcje, był obecny na ważniejszych uroczystościach (jak obchody Millennium czy inauguracja Papieskiego Wydziału Teologicznego w 1974 roku) albo pływał kajakiem po wielkopolskich szlakach.
Kronika dokumentuje też Poznań w niezwykłych dniach kwietnia tego roku, nazwanych przez jednego z autorów "trzecią pielgrzymką apostolską" oraz przytacza relacje poznaniaków podróżujących do Rzymu na pogrzeb Jana Pawła II samolotem, w oficjalnych delegacjach, własnym transportem czy autostopem. Każdy rok tego długiego pontyfikatu upamiętniony został przez poznańskiego artystę Józefa Stasińskiego specjalnym medalem, z których kilka także można zobaczyć na kartach Kroniki, tym razem wydanej w twardej oprawie i ozdobionej blokiem kolorowych ilustracji.
Zobacz także
KMP 2/2005
Piękno odzyskane
Powojenna konserwacja w Polsce stanęła przed trudnym zadaniem zmierzenia się z dawnymi koncepcjami nie zezwalającymi na tworzenie makiet i replik zabytków, a jedynie zachowanie ich w zastanej formie. Po 1945 roku nie było to już możliwe. W gruzach legły setki zabytkowych budowli, odbudowa wielu z nich stała się nie tylko koniecznością, ale i obowiązkiem względem przyszłych pokoleń. Wypalony poznański ratusz, zrujnowane kościoły postawiono praktycznie od nowa, rekonstruując znaczne ich części. Wkrótce stwierdzono, że za zabytek uznać można również całkowitą rekonstrukcję. Jednym się to podoba, innym nie. Nie ustają dyskusje nad odbudową Zamku Przemysła czy niedawno odkrytych fragmentów murów miejskich. Czy to profanacja i oszustwo, czy działanie pozwalające na ukazanie fragmentów naszej poznańskiej historii, po której pozostały jedynie nikłe ślady lub nie ma ich wcale. Są na szczęście takie przykłady renowacji zabytkowych budowli, które takich dylematów nie budzą - ratowanie i przywracanie dawnej świetności starym kamienicom czy obiektom przemysłowym opuszczonym przez dawnych właścicieli.
Czerwcowy numer Kroniki Miasta Poznania dokumentuje odzyskiwanie piękna miasta, jego zabytków i dzieł sztuki. Konserwacja i restauracja to zadanie tyleż trudne, co piękne. Cud wydobywania spod starych tynków, przemalowań, brudu, kurzu i rdzy zdawałoby się dawno utraconej świetności cennych obiektów pokazuje, że stare z nowym może harmonijnie współistnieć, tworząc nową jakość. I nadal cieszyć oko.
Zobacz także
Za mundurem...
KMP 1/2005
Poznań w latach międzywojennych był największym po Warszawie miastem garnizonowym w Polsce. Stacjonowały tu m.in.: dowództwo Okręgu Korpusu VII, dowództwa 14. Dywizji Piechoty, dwa pułki piechoty, dwa pułki kawalerii (w tym słynny 15. Pułk Ułanów Poznańskich), dwa pułki artylerii, pułk lotniczy, pułk saperów, samodzielne bataliony: telegraficzny, samochodowy, sanitarny, taborów, lotniczy; dywizjony: żandarmerii, artylerii konnej, przeciwlotniczy, a także dowództwo Obozu Warownego Poznań - Zarząd Fortyfikacyjny. Wszystkie te formacje zajęły miejsca dawnych jednostek pruskich, bo poznaniacy byli na tyle rozsądni, że w czasie powstania nie poniszczyli pruskich koszar i fortów, tylko je zagospodarowali. Dwa największe skupiska wojska w ówczesnym Poznaniu, znajdywały się w koszarach po obu stronach ul. Grunwaldzkiej oraz pomiędzy ul. Nowowiejskiego i Cytadelą. W dawnych budynkach pruskich funkcjonowały składnice i instytucje garnizonowe, wojskowe zakłady produkcyjne oraz dwa szpitale. W międzywojennym Poznaniu wojsko było widoczne nie tylko ze względu na pokaźną liczbę żołnierzy tu stacjonujących, ale i z uwagi na piękne mundury, w których paradowali po ulicach miasta. Ten numer Kroniki Miasta Poznania w całości dedykujemy poznańskiemu wojsku w okresie międzywojennym. Ku pamięci.