1999-2000
Na frasunek
KMP 4/2000
Jeżeli ktoś sądzi, że miłość poznaniaków do piwa to uczucie ostatnich lat, jest w błędzie. Wiele wieków temu każdy zamożniejszy dom w mieście i okolicy posiadał mielcuch, w którym warzono piwo na bieżące potrzeby domowników. Było tak przynajmniej do czasu, gdy odkryto, za sprawą Presnitza, cudowne właściwości wody. I nic nam nie wiadomo, aby całe miasto, od tych najmłodszych do wiekowych starców, chodziło pijane, przynajmniej źródła archiwalne o tym nie wspominają. Ulice XIX-wiecznego Poznania szczelnie wypełniały rozmaite wyszynki, lepsze lub gorsze restauracje piwne i lokale rozmaitej maści, ponieważ wielu domorosłych mielcarzy upatrzyło w produkcji piwa złoty interes i we własnych kamienicach otwierało niewielkie początkowo piwiarnie, w których sprzedawało własnego wyrobu trunki. Z czasem, gdy kura zaczęła znosić złote jaja, lokale te poszerzyły asortyment serwowanych trunków. Najpierw pojawiły się nowe gatunki piw, wśród których dominowały markowe piwa produkowane w znanych poznańskich i zamiejscowych browarach, potem wprowadzono do sprzedaży całą gamę różnorodnych win, przez całe dziesięciolecia prym w tym względzie wiódł stary węgrzyn, a w końcu zaczęto serwować i wódkę. Wtedy obok wykwintnych lokali pojawiły się pospolite knajpy gromadzące podejrzaną klientelę okupującą lokale od wczesnych godzin rannych do późnego wieczora.
Grudniowy numer Kroniki Miasta Poznania przynosi rozległą wiedzę o tym co, w czym i jak pijano różnorakie napoje alkoholowe w dawnym Poznaniu. Ciekawi tematu dowiedzą się z czego pito na książęcym dworze, w bogatym domu mieszczańskim i w pospolitym wyszynku, a są to informacje zdobyte dzięki wielkiemu poświęceniu poznańskich archeologów, z Piotrem Wawrzyniakiem na czele, bo miejsca, gdzie znaleziono dawne naczynia "do wypitku służące" lub ich fragmenty, do przyjemnych nie należą, a co gorsza, przez całe wieki zostały znakomicie zakonserwowane. Opisujemy znane poznańskie browary, wytwórnie wódek i likierów, słynne restauracje, piwiarnie i winiarnie. Piszemy o Kantorowiczach, Huggerach, Pfitznerze i Kompanii Piwowarskiej SA. Publikujemy najstarsze znane statuty cechu piwowarów z XV i XVI wieku i listę organizacji, które kilka wieków później zajmowały się... walką z pijaństwem w mieście. A zatem - na zdrowie, ale z umiarem!
Zobacz także
Uśmiech Melpomeny
KMP 3/2000
Jesienią 2000 roku najstarsza, do dziś działająca w naszym mieście, stała scena świętowała swoje 125-lecie. Z tej okazji Kronika Miasta Poznania przygotowała dla poznaniaków jubileuszowy prezent, kolejny swój tom poświęcając tradycjom i życiu teatralnemu.
Głównym bohaterem tej edycji Kroniki jest oczywiście Teatr Polski - pełna niezwykłych perypetii i anegdot geneza jego powstania, otwarcie i pierwsze spektakle, gościnne występy gwiazd i mistrzów sceny, architektura gmachu, a przede wszystkim działalność artystyczna (także operowa!) do czasów współczesnych.
Teatromani będą mogli wrócić do takich, legendarnych już wydarzeń, jakimi stały się przedstawienia Hamleta z Adamem Hanuszkiewiczem w roli głównej czy Wesela z niezwykłą scenografią Piotra Potworowskiego, a także do spektakli Teatru Nowego.
Przybliżamy też dawniejsze "miejsca teatralne" na mapie Poznania: scenę Kolegium Jezuickiego przy ul. Gołębiej, teatru niemieckiego przy placu Wolności, występy zespołów amatorskich i "żywe obrazy" w Pałacu Działyńskich, czy pasaż Apollo, gdzie niegdyś mieścił się goszczący artystów lekkiej muzy teatr variétés.
Nie zabraknie miejsca dla coraz silniej zaznaczającego swoją obecność i posiadającego już własną tradycję nurtu alternatywnego.
Zobacz także
Jeżyce
KMP 2/2000
Co jest takiego w poznańskich Jeżycach, że kuszą i przyciągają? Czym różnią się od pozostałych dzielnic miasta, że przez wielu z nas, poznaniaków - i to niekoniecznie tych, których los z Jeżycami związał - postrzegane są jako miejsce prawie mityczne? Czy zawdzięczają to wspaniałym, secesyjnym kamienicom, których nie ma w żadnym innym miejscu Poznania, czy atmosferze jeżyckiego rynku albo procesji w Boże Ciało z dziewczynkami w strojach bamberskich? A może magicznym właściwościom jedynych w swoim rodzaju obiektów i miejsc, takich jak stary Ogród Zoologiczny, wiekowa zajezdnia przy Gajowej, z której przez sto lat wczesnym rankiem wyjeżdżała na ulice Poznania skrzypiąca dwójka, czy piękny i dostojny cmentarz przy ul. Nowina albo wspaniały Ogród Botaniczny, będący jedną z najpiękniejszych tego typu enklaw w Polsce? A może wreszcie to zasługa szczególnego rodzaju ludzi, którzy tu mieszkali?
Wszystko jest zrozumiałe, jeżeli te miejsca kojarzą się z urokami dzieciństwa, do których wraca się pamięcią, jak do utraconej Arkadii, czy z bliskimi, którzy tam żyli, a których już nie ma. Ale dlaczego kochają Jeżyce ci, dla których ta dzielnica nie wiąże się z żadnymi wspomnieniami? Może zawdzięcza to słynnej już w całej Polsce Jeżycjadzie Małgorzaty Musierowicz (tu się urodziła i tu mieszka), może Filipowi Bajonowi (tu się urodził, już nie mieszka, ale pamięta i chętnie wraca), który uwiecznił ją na taśmie filmowej, albo znanym w całym mieście brzdącom i najlepszym pączkom z Hanusi przy Żurawiej (podobno prawdziwego jeżyczanina rozpoznaje się po tym, jak odmienia nazwę tej ulicy - Żurawia czy Żurawiej), a może słynnym barom piwnym, ale to szczególny rodzaj wielbicieli (najczęściej miejscowi). Zresztą Szwejka już nie ma i niespecjalnie jest do czego wracać.
Ten numer Kroniki Miasta Poznania w całości poświęcony jest Jeżycom i znanym jeżyczanom (zaprosiliśmy do współpracy Małgorzatę Musierowicz, Filipa Bajona, Izabellę Cywińską, ks. proboszcza Włodzimierza Okoniewskiego, Krzysztofa Skubiszewskiego). Spróbujmy odnaleźć w nim choć cząstkę prawdy o dzielnicy i odpowiedź na pytanie, co jest takiego w poznańskich Jeżycach, że kuszą...
Zobacz także
Złotnicy
KMP 1/2000
Piękne przedmioty ze złota, srebra i innych cennych kruszców, podziwiane w poznańskich muzeach i kościołach, w antykwariatach i witrynach sklepów jubilerskich nie tylko zachwycają swoją formą. Dekoracyjne monogramy i kunsztownie ryte inskrypcje przywołują osoby właścicieli i intencje fundatorów. Kształty kościelnych argenteriów obrazują prawdy wiary i metafory biblijne, a nawet mogą manifestować stanowisko ofiarodawcy w dyspucie teologicznej. Bardziej bezpośrednią, łatwiejszą do odczytania demonstrację stanowią modne przed ponad wiekiem wśród polskich mieszkańców Poznania zegarki i biżuteria zdobione symboliką patriotyczną, czy okazały puchar zwieńczony sylwetką ratusza, podarowany miastu z okazji PeWuKi. Wszystkie one noszą znak-podpis, sygnaturę wykonawcy. Właśnie złotnikom poświęcona jest ta edycja Kroniki Miasta Poznania. Od najdawniejszych czasów należeli oni do zasobnej i wpływowej elity mieszczan; wielu piastowało urzędy burmistrzów, rajców, ławników. Jak się okazuje, złotnik bywał także mecenasem zamawiającym u duchownego poety pieśń łacińską. Odsłaniając tajemnice najciekawszych poznańskich zabytków, przybliżamy postacie niektórych z ich twórców: szczególnie wybitnych - jak autor XVI-wiecznej księgi wzorów złotniczych, a także barwnych, jak słynący z awantur i łamania praw cechowych przybysz z Frankfurtu nad Menem. Zaglądamy do warsztatu i prywatnej biblioteki znanego dziewiętnastowiecznego złotnika i wspominamy dzieje współczesnych poznańskich dynastii tego rzemiosła. Ten tom Kroniki to ciekawa lektura nie tylko dla miłośników pięknych przedmiotów.
Zobacz także
Dawne domy i mieszkania
KMP 4/1999
Ostatnia w 1999 roku Kronika Miasta Poznania opisuje, trochę z racji zbliżających się świąt, poznańskie mieszkania. Będzie więc trochę o meblach, oknach, piecach, tkaninach, ale też o starych poznańskich domach i kamienicach. Jest to książka, którą możemy czytać w świąteczne wieczory, wśród rodzinnych pamiątek i bibelotów zapełniających nasze mieszkania często od pokoleń. Być może udało się nam oddać choć trochę z atmosfery domów sprzed wieków. W tym numerze proponujemy również Czytelnikom bogaty i obszerny dział Miscellaneów. Kilka ostatnich tomów Kroniki było właściwie pozbawionych tego działu, z powody rozrastających się całostek tematycznych. Grudniowy numer rekompensuje ten brak wszystkim tym, którzy lubią proponowane przez Redakcję różności.
Zobacz także
Sołacz
KMP 3/1999
Dzielnica willowa na Sołaczu powstała w początkach XX wieku, ale to nie wtedy odkryto uroki tego miejsca. Piękno i funkcjonalność terenów położonych w dolinie Bogdanki dostrzeżono już ponad 2, a może i 3 tys. lat temu, kiedy nad malowniczą rzeczką wijącą się wśród lasów zamieszkali pierwsi sołaczanie. Wiemy o tym dzięki archeologom, którzy odkryli tu ślady osadnictwa z czasów kultury łużyckiej i wielu późniejszych okresów w dziejach, co świadczy o ciągłości osadnictwa na na Sołaczu. Dawnym mieszkańcom tych terenów nikt się dzisiaj w Poznaniu nie dziwi - ani współcześni sołaczanie, którzy doceniają szczęśliwy los, jaki przypadł im w udziale, gdy zostali mieszkańcami tej dzielnicy, ani pozostali poznaniacy, którym nie dane było zaznać tego szczęścia. Sołacz uchodzi dziś za najbardziej ekskluzywne i najdroższe osiedle Poznania. A powodów tej opinii jest kilka. Nigdzie w mieście nie ma tak pięknego parku, z fantazją, ale i rozmysłem zaprojektowanego, choć sprawia wrażenie całkiem naturalnego. W żadnym innym miejscu Poznania nie powstało osiedle willowe zaplanowane z taką starannością i - mimo że ostatecznie zajmuje dużo mniejszy obszar niż początkowo przewidywano - w sposób tak kompleksowy. Autor projektu, znakomity niemiecki architekt Joseph Stübben, pomyślał o wszystkim. Są więc tu piękne, łagodnie falujące uliczki, kameralne placyki, pomysłowo zakomponowana zieleń, szeroka ulica.... z perspektywą otwierającą się na wzniesienie z kościołem pw. św. Jana Vianney, w końcu urozmaicone architektonicznie wille znakomicie wtopione w pejzaż dzielnicy. A sąsiedzi! Nigdzie w Poznaniu nie mieszka tylu profesorów, naukowców i artystów na tak niewielkiej przestrzeni. Można się wyleczyć, wyedukować we wszystkich możliwych dziedzinach wiedzy, nie ruszając się praktycznie z domu. Sprawiła to obecność na tym terenie najpierw zakładów i katedr Uniwersytetu Poznańskiego (obecny UAM), a później Wyższej Szkoły Rolniczej, przekształconej potem w Akademię Rolniczą. Część willi do dziś należy do Akademii.
Trudno się zatem dziwić, że z Sołaczem identyfikuje się znacznie więcej poznaniaków niż granice dzielnicy zakodowane w potocznej świadomości mieszkańców miasta zakładają. Tym więcej czytelników sięgnie po ten tom Kroniki Miasta Poznania (3/99) poświęcony Sołaczowi, jego zaułkom i domom, z których prawie każdy to kawałek historii Poznania, w końcu ludziom, którzy, będąc mieszkańcami tej dzielnicy, współtworzyli dzieje miasta.
Zobacz także
Jan Lubrański i jego dzieło
KMP 2/1999
Biskup Jan Lubrański to postać w Poznaniu trochę zapomniana. Urodził się w 1456 roku jako syn Ruperta z Lubrańskich herbu Godziemba i Barbary Boleścicówny. Dzieciństwo spędził na Kujawach, studiował na uniwersytach w Krakowie, Bolonii i Rzymie, gdzie uzyskał w 1484 roku doktorat dekretów. Był kanonikiem gnieźnieńskim, krakowskim, od 1489 roku poznańskim, a rok później również wrocławskim. W 1489 roku, dzięki protekcji stryja Grzegorza, został notariuszem w kancelarii królewskiej Jana Olbrachta i Kazimierza Jagiellończyka. W 1497 roku został wybrany biskupem płockim, ale diecezji chyba nigdy nie objął, bowiem po śmierci Uriela Górki kapituła poznańska wybrała go biskupem poznańskim. Początkowo wiele czasu zajmowała mu służba państwowa, później zaczął prowadzić działalność kulturalną w diecezji. Jego kuria stała się wówczas znanym ośrodkiem życia renesansowego w Polsce. Dbał o Katedrę, przebudował wieże zachodnie i ozdobił je hełmami oraz kazał wstawić nowe witraże, rozbudował pałac biskupi, a jego reprezentacyjną salę ozdobił wizerunkami biskupów poznańskich. W końcu w 1518 roku ufundował Akademię, która była ukoronowaniem jego poczynań mecenasowskich. Mieściła się w okazałym, jak na owe czasy, budynku, który do dnia dzisiejszego stoi na Ostrowie Tumskim. Biskup nie doczekał otwarcia Akademii, zmarł nagle w roku 1520. Ale właśnie to nie ukończone dzieło będzie sławić jego imię przez następne stulecia, a budynek, jakiekolwiek funkcje pełnił będzie w przyszłości, kojarzył się będzie poznaniakom z Akademią Lubrańskiego.
Zasłużonego dla diecezji poznańskiej biskupa Jana, znakomitego humanistę, mecenasa i dyplomatę przywraca pamięci mieszkańców Poznania nowy tom "Kroniki Miasta Poznania" (2/99), będący w znacznej części pokłosiem niedawnej sesji poświęconej Lubrańskiemu. Zainteresowany postacią Lubrańskiego czytelnik znajdzie w nim historię jego życia, zaznajomi się z jego kręgiem rodzinnym, pozna przyjaciół ze studiów krakowskich i włoskich, a nawet zajrzy do jego prywatnej biblioteki. Dowie się również wszystkiego o wzlotach i upadkach jego słynnej szkoły, pozna książki, jakie drukowała szkolna drukarnia i profesorów, którzy w Akademii wykładali. A przede wszystkim, zapytany przez przybysza z innych regionów kraju o Lubrańskiego i jego Akademię, nie zrobi zdziwionej miny.
Zobacz także
Władze miejskie
KMP 1/1999
Władza miejska w Poznaniu ma jedną z najwcześniejszych metryk wśród wszystkich miast polskich. Przywilej lokacyjny z 1253 roku nadał nowo lokowane miasto "szacownemu mężowi Tomaszowi i jego potomkom". Wójt był najbogatszym z mieszczan i stał na czele powoływanego przez siebie sądu. Rada miejska, nie wiadomo kiedy powstała, ale już wówczas istniała, była w całości zależna od wójta i nie mogło być inaczej, bo to on decydował o jej składzie. Wójtostwo poznańskie było dziedziczne i tak po śmierci wójta Tomasza urząd objął jego syn Rajnold, potem wnuk Tylon i prawnuk Przemko. Potem, po przejęciu miasta przez Łokietka, nastąpiła konfiskata wójtostwa i wtedy w pełni mogła zacząć działać rada miejska, dotychczas pozbawiona władzy sądowniczej, jedynego brakującego ogniwa w sprawowaniu władzy miejskiej.
Od początku w mieście toczyła się nieustanna walka między zwolennikami władzy sprawowanej przez najbogatszych obywateli, a tymi, którzy chcieli rządów będących reprezentacją wszystkich mieszkańców miasta. Ta walka, z różnym skutkiem, trwała przez całe wieki, raz rządzili jedni, raz drudzy i tak dotrwaliśmy do naszych czasów, tylko jedno wciąż pozostaje niezmienne - miasto jest wspólnotą ludzi, którzy przyjęli obywatelstwo miejskie, a wraz z nim wszelkie przywileje i obowiązki.
Ten numer Kroniki Miasta Poznania opisuje dzieje władzy miejskiej w Poznaniu. Historia to pasjonująca, bo to, kto i jak rządził miastem, decydowało i decyduje o rozwoju Poznania i życiu poznaniaków. Dlatego, po raz pierwszy, Kronika przedstawiła obok siebie sylwetki trzech ostatnich prezydentów miasta i jednego przedwojennego, Cyryla Ratajskiego, któremu, nie docenianemu przez współczesnych, dopiero historia oddała sprawiedliwość. O tym ostatnim opowiadają zdjęcia, bo sam o sobie mówił niewiele, nie znosił wywiadów i nie ukrywał swojej niechęci do różnego autoramentu dziennikarzy. Prezentujemy też sylwetki obecnych poznańskich rajców, którzy decydować będą o sprawach miasta w najbliższych latach, warto więc ich poznać bliżej.