Ciało jako źródło wiedzy

- Tak jak do widoku kości jesteśmy w jakimś sensie bardziej przyzwyczajeni, tak w przypadku tzw. mokrych preparatów, w których widoczna jest tkanka miękka, lub tam, gdzie widoczne są deformacje ciała związane z chorobą albo problemami rozwojowymi, emocje się pojawiają - o fascynującym wnętrzu ludzi i teatrach anatomicznych opowiada Patrycja Rutkowska, autorka wystawy Anatomika.

. - grafika artykułu
fot. materiały organizatorów

W sztuce, w mediach, w przestrzeni publicznej o ciele mówi się dużo. Można jednak odnieść wrażenie, że to wszystko - choć ważne - "ślizga się po powierzchni", po skórze, po tym, co zewnętrzne, widoczne. Czym w kontekście tego różni się Twoje podejście do tematu ciała człowieka?

Przede wszystkim nie zatrzymuję się na powierzchni, na skórze. Chcę drążyć głębiej i próbuję spojrzeć na ciało w inny, "wewnętrzny" sposób. Traktuję je jako miejsce dla własnego "ja". Chcę przypomnieć, że nie jesteśmy jedynie czymś w rodzaju skorupy. W środku mamy biologiczną maszynerię. A w związku z tym, że jesteśmy istotami cielesnymi, przez ciało odbieramy rzeczywistość - zarówno to, co jest na zewnątrz, co jest możliwe do poznania dzięki naszym zmysłom, jak i to, co mamy wewnątrz. Ciało traktuję jako źródło wiedzy. Idę w tym podejściu w bardziej biologiczną stronę.

Czy kiedy mówisz o tym, że ciało pozwala nam poznawać to, co się w nas dzieje, to masz również na myśli psychikę, uczucia i emocje?

Tego chyba nie da się uniknąć. Tak jak do widoku kości jesteśmy w jakimś sensie bardziej przyzwyczajeni, tak w przypadku tzw. mokrych preparatów, w których widoczna jest tkanka miękka, lub tam, gdzie widoczne są deformacje ciała związane z chorobą albo problemami rozwojowymi, emocje się pojawiają. Chyba że ktoś jest z takim widokiem obeznany. Kiedy zwiedzałam muzea, w których pokazywano tego typu obiekty, to emocji jednak nie brakowało.

To chyba dobry moment, żeby Cię zapytać o to, gdzie dokładnie byłaś i co tam widziałaś?

Dwa tygodnie temu byłam w Berlińskim Muzeum Historii Medycyny Charitè. To bardzo ciekawe miejsce. Muzeum posiada preparaty mokre, które na pewno robią największe wrażenie, ale też stare przyrządy i sprzęt lekarski. Pierwszy raz widziałam na żywo m.in. żelazne płuco, w którym umieszczano ludzi chorych na polio. Przyznam jednak, że myślałam, że właśnie muzeum w Berlinie będzie czymś, co faktycznie wywoła efekt "wow", ale większe wrażenie zrobiło na mnie Muzeum Anatomii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Znajduje się tam o wiele więcej preparatów. To miejsce jest nieco ukryte, nie do końca nastawione na to, żeby przyciągać rzesze turystów. Żeby je znaleźć i zwiedzić, trzeba trochę poszukać i umówić się na wizytę. Niektóre obiekty są dość kontrowersyjne. Na mnie największe wrażenie zawsze robią te, które są związane z układem krwionośnym. Upatrzyłam sobie ten motyw, stał się moim ulubionym, co też widać w Bramie Doktora Marcina, gdzie naczynia krwionośne pojawiły się na moich muralach. Jest to ciekawe, bo z jednej strony boję się igieł, pobrania krwi, ale z drugiej jednak ciągnie mnie właśnie do tego motywu.

Jak właściwie doszło do tego, że pomyślałaś sobie, że to jest ciekawy temat, który można podjąć w działaniu artystycznym? Czy widzisz w tym pewną atrakcyjność wizualną, która jest dla Ciebie inspirująca? Pytam o to, bo przecież to, co mamy w środku, dla wielu osób jest przerażające, a nawet obrzydliwe...

Od dawna mam zacięcie biologiczne. Chodzi o pragnienie uczenia się, rozwijania, dowiadywania, co mamy w środku. Gdy powstał pomysł stworzenia Bramy Doktora Marcina, zaczęłam brnąć w ryciny przedstawiające ludzką anatomię. Studiowałam też życiorys Marcinkowskiego. To wszystko się ze sobą połączyło. Stwierdziłam, że chcę to zagadnienie kontynuować. I akurat w tym czasie ogłoszono konkurs na Stypendium Twórcze Miasta Poznania, więc postanowiłam, że spróbuję w nim swoich sił. Dzięki przyznaniu mi dofinansowania udało się zrealizować ten projekt.

Co do wizualności tego, co mamy wewnątrz... jest to o tyle interesujące, że wydaje nam się to faktycznie obrzydliwe, a może nawet i brudne. Kiedy widzimy krew czy rozcięcie ciała, to mamy skojarzenia nieprzyjemne. Może nam to sugerować, że albo będziemy mieć zaraz jakieś zakażenie, albo umrzemy z wykrwawienia, albo przytrafią nam się inne niemiłe rzeczy. Sądzę też, że przecięcie utożsamiamy podświadomie z zaburzeniem porządku. Jesteśmy przekonani, że nasza zewnętrzna powłoka powinna być nienaruszalna. Uzewnętrznienie naszych narządów automatycznie generuje w nas myśl, że coś jest nie tak. O naszym wnętrzu możemy w tym wypadku myśleć też nawet jak o pewnej świętości. A jeżeli chodzi o estetykę, to na etapie przygotowań tak bardzo inspirowałam się rycinami, wśród których było wiele tak realistycznych, wręcz namacalnych rysunków, że śniły mi się po nocach. Potrzebowałam chwili, żeby móc później z nimi pracować. Sama musiałam się przełamać, przyzwyczaić do tego widoku.

Zastanawiałam się też, co by było, gdyby udało się zobaczyć wnętrze bez konieczności rozrywania ciała. Można zrobić prześwietlenie, USG i inne tego typu badania, ale jednak nie widać na nich tego "mięsa". Akurat w tym roku w magazynie "Science" pojawił się artykuł, w którym informowano, że naukowcy opracowali specjalną substancję, którą można wstrzyknąć w ciało, co powoduje, że skóra robi się transparentna. Na razie testowano to na myszach, ale dzięki tej metodzie udało się zobaczyć organy wewnętrzne. Gdyby była szansa, żeby przyłożyć to na ciało ludzkie, jakże byłoby to korzystne dla medycyny! Myślałam nad tym, czy gdyby na wystawie pojawił się ktoś z nieprzerwaną skórą, przez którą coś widać, czy to też spowodowałoby obrzydzenie i dyskomfort. Może mimo wszystko wydałoby się to niepokojące lub budziłoby przede wszystkim ciekawość...

Zależy mi na tym, żeby wystawa była nie tylko wizualna, ale żeby miała też wartość merytoryczną, żeby odwoływała się zarówno do przeszłości, jak i przyszłości medycyny. Na razie jest to zajawka, początek drogi. Zbieram wiedzę i próbuję różnych technik artystycznych. Anatomika jest moim poszukiwaniem. Chciałabym kontynuować temat, którego dotyczy. Póki co skupiam się na tym etapie, a potem będę działać dalej.

Już dawni artyści interesowali się anatomią i medycyną, mieli również przeświadczenie, że żeby dobrze narysować ludzką sylwetkę, trzeba ją poznać także od wewnątrz. Czy podejmiesz dialog z konkretnymi twórcami, mistrzami z przeszłości?

Tak, ale myślę tu przede wszystkim o mistrzach zajmujących się stricte anatomią. Mam swojego ulubieńca. Chodzi o Frederika Ruyscha, który był niderlandzkim anatomem i medykiem. Urodził się w 1638 roku w Hadze. Był bardzo kontrowersyjnym człowiekiem. Prowadził badania naukowe i przeprowadzał publiczne sekcje zwłok, zajmował się więc teatrem anatomicznym. Wystawność tych teatrów osiągnęła szczyt w XVIII wieku. Były to niesamowite widowiska, a właściwie ceremonie. Niektóre biletowane. Czasem towarzyszyła im muzyka. Na środku pomieszczenia wystawiano zwłoki, a wokół znajdowały się ławki, gdzie zasiadali studenci, uczeni, ważni ludzie ze świata polityki czy władz kościelnych. Teatry anatomiczne mogły trwać nawet 10-15 dni. Była to nie tylko lekcja anatomii i biologii, ale również możliwość odkupienia win. W takich spektaklach wykorzystywano ciała przestępców, ponieważ samo pokazanie nagiego ciała (zwłaszcza kobiet) było czymś bardzo wstydliwym i upokarzającym, a więc bierne uczestniczenie jako "preparat" było traktowane jako kara. Dopiero później w teatrach anatomicznych pojawiały się "nieprzestępcze ciała". Popularność teatrów anatomicznych przygasła pod koniec osiemnastego stulecia, kiedy społeczna wrażliwość zaczęła się zmieniać - do nich również nawiązuje na wystawie.

Wracając jednak do pomysłów Ruyscha, to wykonywał on niezwykłe dioramy. Swoją misję widział w dążeniu do idealnego spreparowania zwłok. Idealnego, czyli takiego, aby wyglądały jak żywe ciało. Czytałam o tym, że potrafił nawet preparować naczynia krwionośne i limfatyczne. Był w tym mistrzem. Ruysch inaczej postrzegał ciało. Preparował szkielety płodów i noworodków, tworząc nietypowe instalacje. Było to coś abstrakcyjnego. Te szkielety trzymały z kolei np. bukiety z naczyń limfatycznych. Niektóre z nich miały również perły lub były upozowane tak, jakby się im przyglądały. Kamienie żółciowe lub złogi moczowe wykorzystywał jako różne górki, pagórki itp. Oczywiście ja takich rzeczy nie robię i nie będzie ich na wystawie, ale jest to bardzo intrygujące. Myślę, że takim współczesnym Frederikiem Ruyschem jest Gunther von Hagens - człowiek, który wynalazł plastynację i jest pomysłodawcą wystawy Body Worlds. W 2002 roku w londyńskim teatrze  von Hagens przeprowadził pierwszą od 170 lat publiczną sekcję zwłok. Na widowni znajdowało się 500 osób, a całe wydarzenie zostało wyemitowane w brytyjskiej telewizji Channel 4, co skutkowało wieloma skargami. Można powiedzieć, że pan von Hagens stworzył współczesny teatr anatomiczny.

Studiowałaś archeologię. Czy miało to wpływ na Twój projekt?

W trakcie studiów miałam styczność z pochówkami. Najlepiej pamiętam wykopaliska w Egipcie. Były to pochówki z epoki kamienia, gdzie zachowały się tylko kości. Zawsze bardzo mi się podobało, że można z nich tak wiele wyczytać, dowiedzieć czegoś o danej osobie, np. ile miała lat lub na co mogła chorować, a także o całej społeczności, o tym, czym się odżywiała, jak żyła... Cenię tą narracyjność. Lubię, gdy można opowiedzieć historię. Na studiach miałam zajęcia z antropologii fizycznej, więc pracowałam na szkieletach, uczyłam się, jak nazywają się poszczególne kości. Archeologia wpłynęła na mnie pod względem naukowym, łączyła się z moją chęcią odkrywania. Bezpośrednio do niej jednak nie nawiązuję.

W jakich technikach pracujesz? Co zobaczymy na wystawie?

Pojawią się szkice ołówkiem, które zrobiłam w Muzeum Anatomii UJ. Fotografowanie i filmowanie tamtejszych preparatów było zabronione, ale można było wykonywać rysunki. Na wystawie będzie można zobaczyć prace wykonane w hafcie pętelkowym, a także obrazy malowane farbami akrylowymi. Pojawi się również animacja poklatkowa, w której nawiązuję do teatru anatomicznego. 

Rozmawiała Justyna Żarczyńska

  • Anatomika
  • otwarcie: 13.12
  • Barak Kultury
  • czynna do 10.01.2025
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024