KWADRATURA PŁYTY. Cztery, trzy, dwa, jeden

Jesień przechyla się ku zimie, a melancholia rozgościła się za oknem? Odpowiedzią niech będzie muzyka ze świetnych nowych płyt: jazzowego Kwartetu, improwizująco-folkowo- elektronicznego tria GMM, eterycznego folkowego duetu Wspak albo lirycznego solisty Grzegorza Tomczaka - choć przecież z godnym zespołem towarzyszącym.

Czarna okładka płyty z tytułem w odcieniach niebieskiego. - grafika artykułu
Kwartet: Mełech, Majewski, Królikowski, Buhl, "Fulguryty", fot. materiały prasowe

Zacny to jubileusz. Poznańska oficyna Multikulti Project wydała oto pięćdziesiątą płytę w serii MPI - Serii Muzyki Improwizowanej. Dzieło to znakomite, które ucieszy wielbicieli muzyki poszukującej, a zarazem - może paradoksalnie - zerkającej ku źródłom. Członkowie kwartetu, znani i cenieni instrumentaliści (w znaczącej mierze kojarzeni z poznańskim środowiskiem muzycznym) zdają się tu bowiem otwierać na zgoła pierwotne, naturalne natchnienia. Jako punkt wyjścia traktują zarówno szeroko rozumianą jazzową tradycję, jak i to, co najważniejsze w żywiole muzyki kreatywnej - swobodną improwizację. Trudno tu zresztą wyróżnić któregokolwiek z instrumentalistów. Całość jest wspólnotową, organiczną całością, w której każdy element - i każdy z muzyków - pełni równie ważną funkcję. W wielu momentach pierwszoplanową rolę zdaje się grać znany klarnecista Piotr Mełech, ale jakże czujnie współpracują z nim perkusista Jacek Buhl i kontrabasista Jarosław Majewski. A do tego jeszcze świetny Jakub Królikowski na fortepianie.

Muzycy proponują cztery epickie kompozycje, w których nieco oniryczny klimat równoważony jest momentami bardziej żywiołowego grania, rozświetlonego dodatkowo przez znakomite partie solowe. Wyobraźnię słuchaczy pobudzają też tytuły kolejnych utworów, odwołujące się do minerałów, skał, kamieni. To jeszcze jedna ścieżka, która pozwala nam na indywidualne odczytywanie intrygującej muzyki kwartetu.

  • Kwartet: Mełech, Majewski, Królikowski, Buhl, Fulguryty (Multikulti Project)

Och, jak bardzo warto było czekać na moment, gdy polska muzyka ludowa - a zgodnie z wolą artystów, nawet i muzyka weselna - inspiruje tak niezwykłe nagrania! Oto bowiem niecodzienny krążek, który mieści w sobie zarówno sentyment do tradycji, jak i pragnienie nowoczesności; który wychodząc od melodii zapisanych przez Kolberga sięga w kierunku muzyki współczesnej, elektronicznej, nawet beatboxu. A to wszystko bez wygłupu i bez pretensjonalności. To zachwycająca świeżością i bezpretensjonalnością fascynująca muzyczna wypowiedź, pokazująca jak bliskie sobie są odległe z pozoru światy. Oczywiście pod warunkiem, że udowodnić powyższą tezę chcą artyści o sporej wyobraźni i otwartości, ale też ogromnej muzykalności i wrażliwości. A jako, że tak się rzeczy mają w przypadku tria GMM, toteż otrzymujemy szalenie intrygującą całość, która może zdziwić czy obrazić ortodoksyjnych wyznawców niektórych nurtów, za to powinna ucieszyć wszystkich tych, którym bliska jest w muzyce odkrywczość, brak koturnów i uprzedzeń; którzy chcą odkrywać nowe światy.

Za enigmatycznym skrótem kryją się trzej znani twórcy: Michał Górzyński (klarnet basowy), znany z Bastardy, Kwartludium, Polonki, Laar i innych autorskich poszukiwań; Michał Marecki (szpinet, syntezatory)  - m.in. członek teamu Kapela ze Wsi Warszawa & Bassałyki, w przeszłości T. Love czy współpracownik Mamdou Dioufa; i wreszcie Patryk TikTak Matela -  czołowy polski beatboxer i aktywista beatboxowy. Z tego zderzenia osobowości rodzi się świetna muzyka. Choć jest tu jeszcze "ten czwarty" - gościnnie pojawiający się "na wokalu", także szepczący do mikrofonu Michał Bunio Skrok, świetnie znany sympatykom polskiej sceny niezależnej.

  • GMM, Wesele (Gusstaff Records)

Ta historia momentami rzeczywiście płynie wspak. Oto bowiem omawiana tu, wydana właśnie płyta, została nagrana wcześniej niż płyta druga, którą opublikowano już w ubiegłym roku. Pewnie to nieco skomplikowane, ale na "tamtej" znalazły się pieśni bożonarodzeniowe, dla których bardzo określony jest optymalny termin publikacji. Czy ma to jednak znaczenie dla odbiorcy, który chce po prostu zasłuchać się i zachwycić krynicznie czystą, naturalną, a zarazem wyrafinowaną muzyką - porywająco harmonijnym śpiewaniem i fantastycznie subtelnym akompaniamentem? Pewnie nie. Cieszmy się zatem, bez dodatkowych wyjaśnień i uzasadnień, znakomitą drugą płytą duetu Wspak!

Dla nas radością może być fakt, że jedna z artystek - Aleksandra Pura-Cidyło - jest absolwentką poznańskiej Akademii Muzycznej, tu mieszka i pracuje. Druga - Adriana Kafel-Woźniak - kończyła akademię krakowską, m.in. pod okiem Marii Pomianowskiej. Obie pochodzą jednak z Podlasia i do tamtych, swoich rodzimych tradycji się odwołują. Śpiewają  pięknie na dwa głosy, akompaniując sobie na skrzypcach, fidelach kolanowych i (nomen omen) wspaku. W repertuarze: ujmująco wykonane pieśni ukraińskie i łemkowskie, dalekie od sentymentalizmu, za to pełne uczucia i blasku, a gdzie indziej przepełnione bezpretensjonalną radością muzykowania. Wracają tu wspomnienia dawnych dobrych lat polskiego folku, a zarazem jest to zadziwiająco współczesna opowieść. Polecam!  

  • Wspak, Songs of the Rising Sun (For Tune)

Po nagraniu trzech autorskich płyt, na których wokalnie wspierała go Iwona Loranc, Grzegorz Tomczak przedstawia oto znakomity solowy krążek. Oczywiście, powiedziałby ktoś, że "solowy" to kwestia względna gdy liderowi towarzyszy, już tradycyjnie, bardzo sprawny kilkuosobowy zespół instrumentalny. Ale to Tomczak jest tu autorem wszystkich tekstów, większości kompozycji - i jedynym wokalistą, co nadaje płycie charakteru osobistego, chwilami niemal intymnego, a na pewno lirycznego wyznania. Niech jednak czytelnika / słuchacza nie zwiedzie tytuł krążka. Poznański (chyba wolno tak powiedzieć) bard jest artystą doświadczonym i bardzo świadomym tego, co chce powiedzieć swoimi piosenkami. Nie udaje więc, że jest pieśniarzem fado, nie stylizuje się na nikogo, to "jego fado", a więc ballady, które z portugalskiej tradycji zapożyczają co najwyżej ów smutek czy smuteczek, ale doprawiony polską (by nie powiedzieć wielkopolską) melancholią, z kroplą goryczy, ale i niewątpliwie garścią nadziei. Wątków i odniesień jest tu oczywiście więcej. Znajdziemy więc na przykład ujmującą pieśń na cześć Dagny Juel Przybyszewskiej. Znajdziemy przepiękny i (by tak rzec) niezwykle dyskretny piosenkowy hołd dla Jacka Kaczmarskiego - jeden ze świetniejszych jaki się nam, słuchaczom, przydarzył. Ot, piętnaście mądrych piosenek z dobrą melodią i świetnym tekstem - rzecz w dzisiejszych czasach bezcenna!

  • Grzegorz Tomczak, Moje fado (Dalmafon)

Tomasz Janas

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024