Przygotowania do akcji "Bollwerk"

Oddział Dywersji Bojowej, zwany też Oddziałem Lotnym, kierowany przez st sierz. Michała Garczyka "Kubę", liczył ok. 35 członków, głównie zawodowych podoficerów WP, zorganizowanych w pięć sekcji bojowych. Zastępcą dowódcy był plut. Roch Piątkowski "Janek". Specjalnością oddziału "Kuby" był sabotaż przemysłowy i transportowy, głównie podpalenia. Działania oddziału wykroczyły poza teren Okręgu Poznańskiego (m. in. podpalenia w Goslar, Grudziądzu i Królewcu).

Największą akcją bojową ODB "Kuby" było spalenie całego kompleksu magazynowego portu rzecznego w Poznaniu w nocy z 20 na 21 lutego 1942 r. Akcja ta została przygotowana i przeprowadzona na rozkaz Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego. Celem jej było przede wszystkim zniszczenie zgromadzonych tam zapasów, które miały być wysłane na front wschodni.


Rozpoznaniem wywiadowczym kierował przedwojenny chorąży WP Stanisław Kwaśniewski, zatrudniony w Wach-und Schliessgesellschaft. Współdziałali z nim członkowie ZWZ zatrudnieni bezpośrednio w magazynach lub jako strażnicy obiektu. Port rzeczny zabudowany był dość gęsto, w większości budynkami o lekkiej, drewnianej konstrukcji. Niektóre magazyny przylegały do siebie. Taka konstrukcja oraz charakter zabudowy umożliwiały, zdaniem wywiadowców, jednorazowe zniszczenie całego kompleksu portowego.

Z chwilą wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej wzrosło znaczenie magazynów. Port rzeczny w Poznaniu stał się ważnym ogniwem w przygotowywaniu transportów z zaopatrzeniem dla frontu wschodniego. Składowano w nich coraz więcej towarów o strategicznym znaczeniu. Na podstawie uzyskanych informacji st. sierż. Michał Garczyk we współpracy z por. Czesławem Surmą, a po jego przymusowym przeniesieniu do GG z por. Lechem Nowackim, inspektorem rejonowym w Poznaniu, układał plan działania.


Jednocześnie rozbudowywano komórkę ZO na terenie portu, zaprzysięgając kolejne osoby. Istotne okazało się włączenie do ZWZ w początkach stycznia 1942 r. znanego na Chwaliszewie "juchtę", zatrudnionego jako woźnica i magazynier w firmie Hartwig, Antoniego Gasiorowskiego "Ślepego Antka". Wprowadził on do organizacji kolegów ze swojej "eki" (grupy): Władysława Gąsiorowskiego (brata), Mariana Aniołę, Stanisława Kaliszana, Leonarda Kolanka i Stanisława Sztukowskiego. Kolanek i Anioła pracowali jako robotnicy w porcie rzecznym.

Już w listopadzie 1941 pełniący wówczas obowiązki szefa sztabu Komendy Okręgu Poznańskiego por. Tadeusz Janowski (jednocześnie bezpośredni zwierzchnik ZO) był skłonny samodzielnie zaakceptować decyzję o akcji w porcie. Wykraczałoby to jednak poza otrzymane z kierownictwa ZO KG ZWZ w Warszawie dyspozycje. Pamiętać tu należy o tym, że przejście jednostek ZO (wkrótce Kedywu) do wzmożonej działalności dywersyjnej nastąpiło dopiero jesienią 1942 roku. Uporczywe zabiegi o uzyskanie zgody na przeprowadzenie akcji podejmował przebywający w GG Czesław Surma, pełniący wówczas istotne funkcje w strukturach ZO. Przekazywał on na bieżąco informacje o gromadzonych w magazynach zapasach, m. in. o ponad 5 tys. kompletów ogumienia dla pojazdów bojowych, broni, żywności, a także wielkiej ilości zebranych na apel Adolfa Hitlera koców i ciepłej odzieży dla żołnierzy walczących na froncie wschodnim. Ostatecznie udało się przekonać KG ZWZ-AK, że spektakularna akcja, uderzająca w potencjał wojenny Rzeszy na froncie wschodnim i to w czasie, gdy oddziały Wehrmachtu stały pod Moskwą, może wspomóc zabiegi premiera i Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego zmierzające do utworzenia armii polskiej w ZSRR i polepszenia doli ludności polskiej deportowanej w głąb ZSRR bądź uwięzionej w łagrach. Decyzja o przeprowadzeniu akcji uzyskała aprobatę gen. Sikorskiego.


Po uzyskaniu zgody na przeprowadzenie akcji, której nadano kryptonim "Bollwerk" (wał ochronny, grobla - także nazwa części terenu portu, umiejscowionej na wale ochronnym nad Wartą), można było przystąpić do konkretnych działań przygotowawczych. Przeprowadzono m. in. drobiazgowe topograficzne rozpoznanie terenu portu.

Ważnym elementem planu było upozorowanie przypadkowego zapłonu, tak by policja niemiecka nie miała podstaw do podejrzenia o sabotaż. Wiadomo, że rozważano możliwość wywołania spięcia przewodów elektrycznych w ten sposób, że manewrująca lokomotywa miała uderzyć w słup trakcyjny i wywołać pożar. Przy piecu w najbliższym magazynie ustawione miały być materiały łatwopalne. Stąd pożar miał się rozprzestrzenić na cały port. Ostatecznie jednak do wywołania zapłonu wykorzystano specjalnie spreparowany piecyk elektryczny, uruchamiany przez mechanizm zegarowy.

Jednocześnie odbywały się w portierni, w której dyżurowali plut. Tomasz Prymelski oraz plut. Edmund Jankowiak, spotkania instruktażowe wytypowanych do udziału w akcji żołnierzy ZWZ. Prowadził je "Kuba", który omawiał plan oraz przydzielał konkretne zadania.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Wybierz poniżej kolejną, żeby czytać dalej