Ministerstwo gotyku

Norwegia. Kraina mroźnych wiatrów, mistycznych fiordów i długich nocy, które zdają się trwać wieczność. Z tego północnego zakątka pochodzi Gothminister - jeden z najbardziej teatralnych, a jednocześnie konsekwentnych zespołów na scenie gotyckiego, industrialnego metalu. Jego najnowsze dzieło "Pandemonium II: The Battle Of The Underworlds" (2024), kontynuacja albumu "Pandemonium" (2022), to hołd dla świata, w którym teatralność, groteska i muzyczna pompa składają się na jedną wielką symfonię cienia. Ale co dokładnie tym razem przygotował dla nas Bjørn Alexander Brem i jego świta?

Mężczyzna w mrocznym makijażu, z wysoką koroną na głowie i długimi, szponiastymi paznokciami, wychodzi z ciemności z groźną miną. - grafika artykułu
Gothminister, fot. materiały prasowe

To, co wyróżnia Gothminister od innych zespołów gothic/industrial metalowych, to zdolność do tworzenia muzyki będącej niemal ścieżką dźwiękową do rasowego straszaka. Grupa, debiutująca w okolicach 2000 roku, zasłynęła już z wielu udanych płyt, takich jak "Happiness In Darkness" (2008) czy "Utopia" (2013), ale również ze spektakularnych widowisk na żywo, w których dym, pirotechnika i teatralne kostiumy łączą się z potężnym brzmieniem gitar i marszowym rytmem perkusji. Jeśli Marilyn Manson był kiedyś antybohaterem szokującym Amerykę, a Rammstein przeobraził industrial metal w stadionową maszynę wojenną, to Gothminister stoi gdzieś pomiędzy - to kapłan sztuki horroru, celebrujący ponure piękno mroku.

W tym miejscu trzeba podkreślić, że Bjørn Alexander Brem - lider i główny twórca zespołu - na pewno nie jest przypadkową postacią na scenie gotyckiej. Wcielając się w rolę Gothministera potrafi być zarówno złowrogim kaznodzieją, jak i szalonym naukowcem, który eksperymentuje z brzmieniem, teatralnością i popkulturowymi tropami. Jego głęboki wokal budzi skojarzenia z Peterem Steelem z Type O Negative, ale sam Brem jest bardziej postacią rodem z horrorów Hammera niż doom-metalowym romantykiem. Dobrze to słychać na nowej płycie "Pandemonium II: The Battle Of The Underworlds", na której otwierający, tytułowy utwór mogłaby wyśpiewać armia cieni przed ostateczną bitwą. Syntetyczne akordy i marszowy rytm nadają mu epicki rozmach, podczas gdy chwytliwy refren wbija się w głowę niczym cios bojowego młota. W "I Am The Devil" elektroniczne wstawki rodem z Ministry spotykają się z przesterowanymi gitarami i groteskowym refrenem, brzmiąc razem jak hymn piekielnej rewolucji. Przypomina to skrzyżowanie Laibach i wspomnianego Rammstein, jednak z większą dozą gotyckiej maniery i symfonicznego patosu.

Mocnym momentem płyty jest też "One Dark Happy Nation" - już sam tytuł utworu wskazuje na manifest jednoczący wszystkich fanów mroku i outsiderów, którzy odnaleźli w Gothminister coś wyjątkowego. Z kolei "We Are The Heroes" to kawałek, który z powodzeniem mógłby znaleźć się w soundtracku do mrocznego cyberpunkowego filmu - pulsujące bity, metaliczna perkusja i majestatyczne klawisze tworzą klimat dystopii w stylu "Blade Runnera". W świecie, w którym metal coraz częściej skręca w stronę ekstremum - czy to w postaci technicznych popisów, czy totalnego brutalizmu - Gothminister jest jak relikt przeszłości, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ich muzyka nie jest ani skrajnie progresywna, ani ekstremalna, za to konsekwentnie tworzy specyficzną atmosferę. To styl, który najlepiej porównać do Ghost - zespołu, który również wykorzystuje teatralność i konceptualne podejście do albumów. Jednak w przeciwieństwie do szwedzkich papieży okultyzmu, Gothminister nigdy nie przekroczył granicy mainstreamu. Załoga Brema nie tworzy dla mas - raczej dla oddanej grupy słuchaczy, którzy wiedzą, czego chcą.

Sebastian Gabryel

  • Gothminister
  • 10.03, g. 19
  • 2progi
  • bilety: 99 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025