Czym zajmuje się EHNS?
- To towarzystwo, które zrzesza większość krajów Europy. Zajmuje się ustalaniem rekomendacji dotyczących interdyscyplinarnego leczenia w nowotworach głowy i szyi. To wyjątkowe nowotwory - ich lokalizacja sprawa, że interwencje medyczne są bardzo utrudnione. Miejsca, w których powstają, są zwykle doskonale unaczynione i unerwione. Na dodatek mieszczą się tam narządy zmysłów. Dlatego przy leczeniu nowotworów głowy i szyi spotyka się razem wiele specjalności: laryngologia, stomatologia, okulistyka, chirurgia głowy i szyi, chirurgia plastyczna, częściowo także neurochirurgia. Często by usunąć daną zmianę, przy jednym stole operacyjnym muszą zebrać się chirurdzy o wielu specjalizacjach. Ta interdyscyplinarność podczas leczenia przejawia się jednak nie tylko w chirurgii, ale i w radioterapii czy chemioterapii. Wszystkie klocki wchodzące w skład tej układanki muszą być przemyślane i odpowiednio ustalone przed rozpoczęciem leczenia. Dopiero wtedy mówimy o personalizacji - leczeniu indywidualnym, dopasowanym do pacjenta, które przynosi najlepsze efekty. ENHS ustala rekomendacje, które ułatwiają zaplanowanie terapii. Następnie pilnuje, by ośrodki, które mają wysoki poziom leczenia, przekazywały wiedzę dalej, do wszystkich pracowników służby zdrowia.
Zanim jednak pacjent podejmie leczenie, musi najpierw trafić do lekarza. Tymczasem z danych wynika, że w ciągu ostatnich 10 lat liczba zachorowań na nowotwory głowy i szyi wzrosła o ponad 20 proc. Pacjenci zgłaszają się do lekarzy zbyt późno, gdy nowotwór jest już w wysokim stadium, a leczenie znacznie trudniejsze. Czy można coś zrobić, by poprawić tę sytuację?
- EHNS przed paru laty rozpoczęła kampanię "Make Sense", której celem jest zwiększenie świadomości na temat objawów nowotworów głowy i szyi, co z kolei wpłynie na wcześniejsze rozpoznawanie, diagnozę i rozpoczęcie leczenia. Jej polska edycja funkcjonuje pod nazwą "Zrozumieć nowotwory głowy i szyi". Na podstawie polskiej edycji tej kampanii stworzyłem autorski program profilaktyki nowotworów głowy i szyi, który objął zasięgiem cały kraj. Doświadczenie zdobywaliśmy w Wielkopolsce, gdzie pierwotnie program finansowany był przez urząd marszałkowski. Teraz działamy na skalę ogólnopolską, z pomocą Unii Europejskiej, która dofinansowała przedsięwzięcie kwotą 25 mln zł. Program jest tak ułożony, że pacjent, który podejrzewa u siebie nowotwór głowy lub szyi, ma szanse bardzo szybko dostać się do specjalisty - przy pomocy lekarza rodzinnego albo nawet bez jego pośrednictwa, jeśli sam zgłosi się do wybranego ośrodka. Wydrukowaliśmy kilkadziesiąt tysięcy ulotek i plakatów, mamy swoją stronę internetową, prowadzimy badania wstępne, a jeśli to konieczne - także pogłębione. Ich niewątpliwą wartością jest to, że są wystandaryzowane. To znaczy, że niezależnie od miejsca, gdzie zgłosi się pacjent, badanie musi być wykonane tak samo, przy użyciu tego samego sprzętu i musi oceniać te same struktury.
Te badania są ważne także z innych powodów. Wiemy już, że szansę zachorowania na nowotwory głowy i szyi zwiększa picie alkoholu i palenie tytoniu. Pojawił się jednak nowy czynnik ryzyka: wirus brodawczaka ludzkiego (HPV). Program pozwoli odpowiedzieć na pytanie, jaki jest realny wpływ wirusa brodawczaka na rozwój nowotworów z tej grupy w Polsce. Wcześniej prowadziliśmy podobne badania w pięciu regionach, objęliśmy nimi ok. 30 procent kraju. To nie jest mało, ale możemy przecież wiedzieć znacznie więcej. Zwłaszcza, że nowotwory głowy i szyi zależne od wirusa różnią się znacznie od tych alkoholo- czy tytoniozależnych. Rozwijają się podobnie, ale dotyczą głównie młodych ludzi, a rokowania są znacznie lepsze: odsetek bardzo długich przeżyć jest wyższy. To m.in. dlatego profilaktyka jest tak ważna. Wczesne rozpoznanie to mało inwazyjne leczenie i szybki powrót do pracy.
Gdzie może zgłosić się pacjent, który podejrzewa u siebie nowotwór głowy szyi lub widzi niepokojące objawy: niezwiązane z infekcjami dróg oddechowych pieczenie języka, ból gardła, przewlekłą chrypkę, ból podczas przełykania lub problemy z przełykaniem, niegojące się owrzodzenie w jamie ustnej lub guz na szyi?
- Nasz program zakłada współpracę z lekarzem rodzinnym, więc każdy pacjent może zgłosić się do swojej przychodni. Może też bezpośrednio zadzwonić do Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu i zarejestrować się - nie będzie czekał na badanie dłużej niż 3 dni. Może też zadzwonić do ośrodków w Pile, w Koninie czy w Kaliszu - zapewniam, że wszędzie diagnostyka będzie bardzo dobrze przeprowadzona.
Dobry program profilaktyki i badań przesiewowych jest już praktycznie gotowy. Jakie więc teraz wyzwania stoją jeszcze przed Panem?
- Odpowiem bez wahania: chirurgia robotowa. To oczywisty kolejny krok. Mamy już dobry program profilaktyki, który jest w stanie wyłapać u pacjentów nawet bardzo wczesne zmiany - teraz potrzeba nam sprawnego narzędzia, które takie zmiany w sposób bardzo precyzyjny i atraumatyczny usunie. Narzędzia, które sprawi, ze chory krótko będzie leżał w szpitalu, nie straci dużo krwi i szybko wróci do zdrowia. Różnicę najlepiej widać na przykładzie: wyobraźmy sobie chorego, który ma guz nasady języka. Gdy usuniemy zmianę przy użyciu chirurgii robotowej, to pacjent właściwie po tygodniu może być całkowicie zdrowy. Jeśli jednak nie mamy do dyspozycji takiej technologii, musimy przeprowadzić otwartą operację, po której pacjent długo będzie leżał w szpitalu, a później czeka go długa rehabilitacja. Oczywiście wprowadzenie nowej technologii to dla nas wszystkich duże wyzwanie. Musimy się jej nauczyć, bardzo dobrze ją poznać, by następnie korzystać z niej dla dobra pacjentów. Jestem jednak optymistą - wierzę, ze chirurgia robotowa pojawi się w WCO jeśli nie w tym, to w przyszłym roku.
rozm. AW/biuro prasowe