Ma w swoim dorobku tytuł mistrza olimpijskiego, zdobyty w 2008 roku w Pekinie, jest także czterokrotnym mistrzem świata (2005 Gifu, 2006 Eton, 2007 Monachium, 2009 Poznań) oraz mistrzem Europy (2010 Montemor-o-Velho). Wszystkie tytuły wywalczył w osadzie czwórki podwójnej wspólnie z Adamem Korolem, Markiem Kolbowiczem i Konradem Wasielewskim, a trenerem tej ekipy był poznański szkoleniowiec Aleksander Wojciechowski. Przez kilka lat polscy wioślarze czwórki podwójnej zdominowali rywalizację w tej konkurencji i w pełni zasłużenie zwani byli dominatorami.
Początki w Gorzowie
Jeliński był jednym z czterech znakomitych ogniw tej osady. Zanim jednak do tego doszło, młody chłopak, urodzony 17 marca 1980 roku w Gorzowie Wielkopolskim, cieszył się sportową zabawą w jednej ze szkół podstawowych w swoim rodzinnym mieście.
- Jako dziesięciolatek trafiłem do klasy sportowej. Interesowały mnie wszystkie dyscypliny, bo najważniejsze było to, aby być w ruchu. Do wioślarstwa trafiłem, będąc w siódmej klasie, czyli dosyć późno, a moim pierwszym i ostatnim trenerem w Gorzowie był Marek Kowalski. Zresztą ja przez całą sportową drogę byłem wierny jednemu klubowi AZS AWF Gorzów - mówi Michał Jeliński.
Jeszcze w szkole średniej trafił do kadry juniorów. W 1997 roku reprezentował Polskę w zawodach o Puchar Bałtyku i potwierdził swoje duże umiejętności, które pozwalały liczyć na coraz lepsze rezultaty w przyszłości. W następnym roku po raz pierwszy wystartował w mistrzostwach świata juniorów w czwórce podwójnej. Po maturze na dobre trafił do reprezentacji i w 1999 roku zaczął trenować w Poznaniu. Rozpoczął również studia w Wyższej Szkole Bankowej, co było naturalne po gorzowskim Liceum Ekonomicznym. Ale klubowi pozostał wierny.
Choroba
- W wieku juniorskim trafiłem do kadry młodzieżowej, w której występowałem przez następne kilka lat. Najpierw startowałem w czwórce podwójnej, a w ostatnim roku pływałem w dwójce podwójnej. Po raz pierwszy w zawodach seniorskich wystąpiłem w Pucharze Świata w Wiedniu w 2001 roku. Natomiast rok później w nieoficjalnych mistrzostwach świata do lat 23 w Genui wywalczyliśmy z Adamem Wojciechowskim swój pierwszy medal. Wtedy pojawiła się szansa na to, że w przyszłości będziemy mogli powalczyć o kadrę seniorów i o start w igrzyskach olimpijskich. W 2003 roku walczyliśmy o kwalifikację olimpijską do Aten i to się nam udało. W tym samym roku okazało się również, że mam cukrzycę typu 1 - wspomina Michał Jeliński.
Pierwszą reakcją był szok i niedowierzanie. Michał nigdy na nic nie chorował, jest przecież sportowcem, prowadzi zdrowy tryb życia. Skąd ta choroba? Lekarze na szczęście nie odradzali kontynuacji sportowej kariery. Próbował dowiedzieć się, jak najwięcej o swojej chorobie, podkreślał, że nie podda się i będzie dalej trenował.
W 2004 roku po raz pierwszy pojechał na igrzyska olimpijskie do Aten. Wspólnie z Adamem Wojciechowskim zajęli w dwójkach podwójnych 13. miejsce. Podczas tych igrzysk czwórka podwójna w składzie z Adamem Korolem, Markiem Kolbowiczem, Adamem Bronikowskim i Sławomirem Kruszkowskim zajęła czwarte miejsce, tracąc do podium 0,07 sekundy! Stało się jasne, że trener Aleksander Wojciechowski będzie szukał nowego składu tej osady, tym bardziej że Kruszkowski i Bronikowski nie chcieli już pływać w ekipie. W Atenach z kolei wspaniale spisała się dwójka podwójna wagi lekkiej Tomasz Kucharski i Robert Sycz. Polacy obronili tytuł z Sydney i po raz drugi zostali mistrzami olimpijskimi.
Fantastyczna czwórka
Tymczasem po zimowych przygotowaniach Michał Jeliński oraz Konrad Wasielewski dołączyli w 2005 roku do weteranów Korola i Kolbowicza, którzy mieli za sobą trzy starty na igrzyskach. Ogromne doświadczenie trenera Wojciechowskiego sprawiło, że dwóch młodych doskonale uzupełniło się ze starszymi kolegami. Nastąpiła niesamowita seria sukcesów. Podczas mistrzostw świata w japońskim Gifu w 2005 roku Biało-Czerwoni spisali się świetnie i wywalczyli złoty medal. Nikt wtedy nie przewidywał, że to początek polskiej dominacji w tej konkurencji. Jeliński, Korol, Kolbowicz i Wasielewski przez kolejne lata byli niepokonani. Stawali na podium zawodów Pucharu Świata, a podczas następnych mistrzostw świata zostawiali rywali za swoimi plecami. Tak było w brytyjskim Eton w 2006 roku oraz w niemieckim Monachium w 2007 roku, kiedy nie tylko zdobywali złote medale, ale też wywalczyli kwalifikację na igrzyska w Pekinie.
W stolicy Chin Biało-Czerwoni wygrali trzy wyścigi. Najpierw zwyciężyli w eliminacjach, potem w półfinale, a na koniec potwierdzili swoją dominację w finale. Wygrali z czasem 5:41,33 i wyprzedzili zdecydowanie osady Włoch (5:43,57) i Francji (5:44,34). Wielu kibiców do dzisiaj pamięta łzy polskich wioślarzy, odbierających złote medale.
- Po zdobyciu medalu byłem bardzo wzruszony. To był moment, kiedy uświadomiłem sobie, że wykonaliśmy z kolegami kawał dobrej roboty. Na moje przygotowania wielki wpływ miała cukrzyca. Kto choruje, ten wie, że codziennie trzeba zmagać się z problemami. To trudne i wymagające, ale w takich momentach wiadomo, że warto było - wspomina Michał Jeliński.
Chociaż Jeliński z kolegami miał już w dorobku ten najcenniejszy medal olimpijski, to jednak wioślarze wcale nie zamierzali kończyć sportowej zabawy. Tym bardziej że w 2009 roku mistrzostwa świata odbywały się w Poznaniu na Jeziorze Maltańskim.
- Po igrzyskach w Pekinie nikt nawet nie pomyślał, żeby odpuszczać przygotowania do następnego sezonu. Dlatego potem mistrzostwo świata zdobyte w Poznaniu smakowało bardzo dobrze. Wreszcie mogli nas zobaczyć kibice w kraju, rodziny, najbliżsi. To były szczególne zawody dla nas wszystkich - cieszy się Jeliński.
Przez pięć kolejnych lat polska czwórka podwójna była najlepsza na świecie. W 2010 roku Polacy dołożyli do swojego dorobku jeszcze mistrzostwo Europy, którego nie mieli. Natomiast w kolejnych sezonach myśleli jeszcze o starcie w igrzyskach w Londynie 2012. Tym razem medalu nie było, ale szóste miejsce to także duży sukces.
Cukier mu nie podskoczy
Trzy lata temu Michał Jeliński zakończył zawodowe uprawianie wioślarstwa. Dzisiaj pracuje przy swojej dyscyplinie, wykorzystując zawodowe umiejętności. Od 1999 roku mieszka w Poznaniu. Jest szczęśliwym mężem i ojcem 6-letniego Wojtka, który na razie zajmuje się wszystkimi dyscyplinami sportowymi. Cały czas działa też w kampanii "Mam pasję. Cukier mi nie podskoczy", wspierającej ludzi chorych na cukrzycę. Jest przykładem dla chorych osób, że świat wcale nie musi się zawalić po złej diagnozie. Przy samodyscyplinie, wsparciu lekarzy i najbliższych cukrzyca wcale nie przekreśla szansy na normalne, aktywne życie.
Jacek Pałuba