PROSTO Z EKRANU. Wygnanie z raju?

Macie dość naiwnych historii o tym, jak ludzie z miasta kupują dom na odludziu, zaczynają hodować krowy czy kury i uprawiać własne warzywa w ogrodzie, ale wszystko to w otoczce narracji o jedynej słusznej życiowej drodze? Jeśli tak, film Silje Evensmo Jacobsen zdecydowanie jest dla Was! To skuteczna odtrutka na modne ostatnio w kinie idealizowanie ucieczki od cywilizacji, które części widzów zaczyna już odbijać się czkawką.

Dziewczynka leży na trawie z rozrzuconymi wokół głowy długimi, brązowymi lokami. Na trawie rosną białe kwiaty. Dziewczynka ma na sobie białą koszulkę. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Naturalna dzikość serca (nie mylić z Dzikością serca z 1990 roku, z Nicolasem Cage i Laurą Dern) to historia na wskroś rodzinna. Maria i Nikolaus są norwesko-brytyjską parą, która postanowiła kupić farmę w Norwegii i tam wychowywać czwórkę swoich dzieci: Ulva, Falka, Freję i Ronję - córkę Marii z innego związku. Dzieci nie chodzą do szkoły, uczą się w domu w dogodnym dla nich momencie. W międzyczasie biegają po lesie, zrywają kwiaty, wspinają się na drzewa, pomagają uprawiać ogród i hodować zwierzęta, wygrzebują z ziemi dżdżownice i zadają tysiące pytań - po prostu są dziećmi.

Silje Evensmo Jacobsen postanowiła nakręcić film o ich życiu, kiedy trafiła na bloga prowadzonego przez Marię (wildandfree.no - wciąż aktywny, polecam jako uzupełnienie seansu!). To piękne miejsce, w którym Maria - z zawodu fotografka, dzieliła się ze światem fotografiami swojego codziennego życia, rodziny, upływającego czasu, zapierającej dech w piersiach norweskiej przyrody. Jacobsen z filmowaniem trafiła akurat w najtrudniejszy okres z życia rodziny - chorobę, a potem śmierć Marii. Jej dokument to więc relacja wprost z momentu transformacji, kiedy nic już nie będzie takie jak wcześniej, a za chwilę bardzo wiele się zmieni. Reżyserka podąża z kamerą za najbliższymi Marii pogrążonymi w żałobie. Robi to jednak z ogromnym wyczuciem i empatią, nie przeszkadzając - zwłaszcza dzieciom - w tym niełatwym procesie. Jej film to w efekcie przepiękny pamiętnik i jednocześnie hołd złożony kobiecie, której amatorskie filmy video i nieamatorskie zdjęcia znakomicie uzupełniają opowiadaną historię. Aż chciałoby się poznać Marię bliżej.

Blisko poznajemy za to Nico, troje urwisów i nastoletnią już Ronję, która po śmierci matki wyprowadza się z farmy do swojego ojca. Za moment wyprowadzą się z niej i pozostali, bo Nico nie jest w stanie jednocześnie opiekować się trójką dzieci, prowadzić nauczania domowego, doglądać ogrodu i zwierząt i pracować, by spłacić zaciągnięty kredyt. Codzienność wymusza zmiany, z którymi niestety nie da się dyskutować. Wszystko to ma wpływ również na relacje panujące w rodzinie. Żałoba po śmierci Marii, rozdzielenie rodzeństwa, konieczność posłania dzieci do przedszkola i szkoły, wreszcie zmiana miejsca zamieszkania. Brzmi jak wygnanie z raju, który rodzina stworzyła sobie na farmie, ale czy rzeczywiście przyszłość maluje się już tylko w ciemnych barwach?

Jako widzowie jesteśmy świadkami niezwykłej transformacji. Naturalnego dorastania dzieci, które wiąże się jednocześnie z nabywaniem przez nich życiowej dojrzałości i świadomości. To samo dotyczy dorosłego już przecież Nico, który w obliczu nagłych zmian zdaje się ewoluować razem ze swoimi dziećmi - wciąż dręczą go wyrzuty sumienia i dylematy wiążące się z podejmowanymi decyzjami, ale czy istnieje rodzic, który ich nie ma? Daje za to budujący przykład tego, jak - w moim odczuciu - rodzicielstwo powinno wyglądać. Z jednej strony pozwala dzieciom ścinać drzewa, patrzeć na ubój krowy czy mieć własne noże (przezabawna scena, w której razem z Ulvim zastanawiają się, czy nóż można zabrać do przedszkola), z drugiej - daje im dużo ciepła i miłości, wspiera, przytula, pyta czy wszystko okej i przyznaje do tego, że on też dzisiaj płakał i że to nic złego. Przekonuje mnie ta autentyczność i fakt, że rodzina rozwiązuje problemy wspólnie, nie starając się udawać, że te nie istnieją.

Wszystko to razem daje film, który naprawdę warto zobaczyć, niezależnie od tego czy jest się mieszczuchem, czy odludkiem, rodzicem czy osobą bez dzieci, mięsożercą czy wegetarianinem, posłusznym obywatelem czy przeciwnikiem systemu (mogłabym tak wymieniać dalej). Naturalna dzikość serca jest historią uniwersalną, bo opowiadającą po prostu o ludziach, ze wszystkimi ich sukcesami i porażkami, radościami i smutkami. A wszystko to z niesamowitą norweską i angielską przyrodą w tle, która sprawia, że chce się pójść na długi spacer do lasu. - Myślałam, że do końca życia będziemy smutni. Ale nie miałam racji - mówi w finale filmu Freja. To proste, a zarazem niezwykłe przemyślenie 10-latki daje dużo siły. Tym, którzy mają już za sobą największą stratę w życiu i tym, których ona kiedyś czeka.

Anna Solak

  • Naturalna dzikość serca
  • reż. Silje Evensmo Jacobsen

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024