Deprogramacja mózgu

4 lutego w Sali Ziemi wystąpi niezwykłe trio z niezwykłą muzyką. Basista Lars Danielsson, perkusista Zohar Fresco i pianista Leszek Możdżer zaprezentują utwory ze swojej najnowszej płyty "Beamo". Ten ostatni zagra m.in. na skonstruowanym specjalnie dla niego fortepianie dekafonicznym, którego brzmienie, jak zapowiada artysta, daje szansę na otwarcie muzyki na nowe możliwości.

Dwóch mężczyzn przy instrumentach w sali prób. Są schowani za szybą, od której odbija się światło. - grafika artykułu
fot. Sisi Cecylia

Jesteś pomysłodawcą powstania tria Możdżer/ Danielsson/ Fresco. "Beamo" to Wasz szósty wspólny album. A jest wynikiem, jak powiedziałeś, Twojej potrzeby ucieczki z więzienia 12 fortepianowych klawiszy. Jak to rozumieć? 

To, czym zajmujesz się w tzw. życiu prywatnym, zaczyna przenikać do życia zawodowego. Moje poszukiwania dotyczące konstrukcji systemu, natury świadomości i zasad rezonansu zaczęły przeciekać do moich działań muzycznych i scenicznych. Ten projekt jest efektem poszukiwania osobistej wolności, ale też używania poszczególnych elementów niewolniczego systemu do jej kreowania. Tak naprawdę to synteza pozornie przeciwstawnych elementów i próba połączenia ich w jedną całość, dzięki czemu pojawia się nowa przestrzeń dla niewolnika. 

Niewolniczy system to, jak się domyślam, również system dźwięków. Często mówisz, że odrzuca Cię uniformizacja języka współczesnej muzyki. Co to znaczy? 

Wystarczy posłuchać radia i przez dłuższą chwilę poprzełączać kanały radiowe w samochodzie. Utwory są bardzo zuniformizowane, brzmią bardzo podobnie, z biegiem lat zaczęły się coraz bardziej ujednolicać. To nie jest prawda o muzyce, bo muzyka ma miliony różnych wersji, ale z jakichś powodów nie ma ich w mediach. Mam wrażenie, że z biegiem lat tzw. bigbit zaczął stopniowo upraszczać język i w tej chwili obowiązuje skala pentatoniczna (złożona z pięciu stopni, zbudowana w obrębie oktawy - przyp. red.) i cztery akordy w kilku konfiguracjach. Zdarza się nawet, że melodia zwrotki zawiera zaledwie jeden albo dwa dźwięki! Nie mam pojęcia, jak to się dzieje, że w mediach mamy tak wąski zakres estetyki muzycznej. Panuje przedziwna makrosocjalna tendencja polegająca na unifikacji muzycznej kultury. Dlatego wyłom, który zrobiliśmy z zespołem Możdżer/ Danielsson/ Fresco, wydaje się dosyć duży. Również w kontekście sztucznej inteligencji, która używa tylko 12 dźwięków i zaczyna wypierać kompozytorów z rynku muzycznego. 

By temu przeciwdziałać, stworzyłeś pierwszy fortepian dekafoniczny, który dzieli oktawę nie na 12, a na 10 interwałów. Nie każdy zna się na muzyce. Jesteś w stanie wytłumaczyć, o co w tym chodzi?

Można wejść na pierwsze piętro za pomocą 12 schodów albo za pomocą 10 schodów, tylko że wtedy stopnie muszą być odrobinę wyższe. Ja zrobiłem taki fortepian, na którym można wejść na dźwięk położony o oktawę wyżej za pomocą dziesięciu schodów zamiast dwunastu, ale wtedy te schody są po prostu większe. Zrobiłem to po to, żeby usłyszeć dziesiętny system, w którym żyjemy, i poczuć jego estetykę. Wydawało mi się, że system dziesiętny jest pewnego rodzaju przymusem systemowym, bo ludzie zawsze liczyli w tuzinach, czyli w systemie dwunastkowym, który jest w muzyce powszechnie używany. Widać, że system dwunastkowy jest niemile widziany, wystarczy chociażby wspomnieć wypromowaną mocno "pechową trzynastkę", będącą w systemie tuzinowym otwarciem nowego pakietu. Dziesiątka mocno weszła choćby w postaci dziesięciu przykazań czy dziesięciny. Gdy spojrzymy na nazwę miesięcy, to z łaciny - "October" (październik) powinien być ósmy, "November" (listopad) dziewiąty, "December" (grudzień) dziesiąty, ale w kalendarzu występują jako miesiąc dziesiąty, jedenasty i dwunasty. Mamy więc jakieś przedziwne przesunięcia, z których wynikałoby, że jest jakaś przepychanka pomiędzy systemem dziesiętnym a dwunastkowym. Chciałem więc usłyszeć system dziesiętny, żeby bardziej zrozumieć, o co w ogóle chodzi. Byłem przekonany, że to będzie brzydki system, nieprzyjazny, nieprzyjemny... 

...a stworzenie takiego fortepianu wcale nie było proste. 

Najtrudniejsza była bariera psychologiczna, bo generalnie pomysł okazał się bardzo prosty. Trzeba było tylko porozmawiać z fachowcem, który rozumie budowę instrumentu. To było ciekawe, że doświadczony fortepianmistrz już po dwóch dniach wiedział, jak to zrobić. Potem fizycy liczyli to kilka miesięcy i doszli do takich samych wniosków. Więc to tylko kwestia drogi, którą chce się pokonać. 

Powstał fortepian, który ma w oktawie 10 interwałów, ale klawiszy jest wciąż 12. 

Tak. Dwukrotnie w oktawie dwa sąsiadujące klawisze są zestrojone unisono, czyli w tej samej wysokości. Wyłączyłem więc dwa klawisze z brzmienia, natomiast bałem się je usunąć z klawiatury, bo mam już latami wypracowaną małpią zręczność polegającą na operowaniu 12 klawiszami i nie chciałem sobie tego narzędzia odbierać. 

Jakie więc były Twoje pierwsze wrażenia z gry na tym instrumencie? 

Spodziewałem się, że on będzie brzydko brzmiał, i rzeczywiście przy pierwszym kontakcie brzmiał absurdalnie. To był taki purenonsensowy system strojenia. Ale zdziwiłem się, kiedy po jakimś czasie grania zacząłem się do niego przyzwyczajać, ponieważ to jest dziesięć równych odległości, dziesięć matematycznie równych stopni, więc mózg bardzo szybko zaczął się w tym orientować. Co ciekawe - powszechnie używany system muzyczny jest identyczny, tylko ma inną rozdzielczość. Wystarczyło przyjąć nieco mniejszą rozdzielczość - nie 12, a 10 składników. 

I na płycie, i na koncercie grasz jednak na trzech fortepianach. Tym dekafonicznym - jedynym chyba na świecie, a do tego na jednym w najbardziej znanym, naturalnym stroju 432 Hz oraz jednym w stroju 440 Hz. Teraz masz naprawdę dużo klawiszy...

Tak, choć niektóre z nich się powtarzają. Ale faktycznie daje to duże możliwości brzmieniowe i przede wszystkim rozprogramowuje umysł słuchacza. Muzyka to nie jest koncert, instrumenty, światło, fraki, nagłośnienie... Muzyka to sam proces słuchania. Przejeżdżające samochody, szczekające psy, stukające obcasy to przecież też muzyka. Wejście w ten wzorcowy stan jej odbierania, czyli zanurzanie się we własny proces słuchania, jest ułatwione poprzez to, że to, co dobiega ze sceny, rozregulowuje nieco pojmowanie dotychczasowych współbrzmień. Przez to, że mamy trzy fortepiany na scenie i one są ze sobą w różny sposób zestawiane, mają różne systemy strojenia, mózg jest poniekąd zmuszony powrócić do czystego procesu słuchania. Wywołujemy w słuchaczach mikrotraumy za pomocą nieznanych im zestawień dźwięków, które są tradycyjne w barwie, ale nietradycyjne we współbrzmieniu. Wiadomo, że trauma skutecznie rozprogramowuje umysł, więc może mieć korzystny wpływ, jeżeli jest odpowiednio dawkowana, bo mózg zmuszony jest do zaprzeczania i rozkodowywania tego, co słyszy, przez co wracamy do tego, czym w ogóle jest muzyka. 

A jak na ten pomysł zareagowali Twoi koledzy? 

Zohar nie miał z tym żadnego problemu, choćby dlatego, że jest zaznajomiony bliżej z hinduskimi systemami, gdzie w oktawie jest nawet 40 dźwięków. My, Europejczycy, z naszymi 12 dźwiękami, jesteśmy w zupełnie innym miejscu, jeżeli chodzi o pojmowanie muzyki. Natomiast Lars, mam wrażenie, też poczuł się swobodnie, bo bywa trochę zmęczony graniem w temperowanym systemie dwunastotonowym. Zwłaszcza na kontrabasie, który nie ma progów. Każdy basista musi się wpasować w matrycę 12 dźwięków, i to jeszcze musi wpasować się w niego z dźwiękami zawierającymi ogromną ilość alikwotów, bo bas jest nimi bardzo nasycony. Dodatkowo kontrabas nie ma progów, można bardzo swobodnie decydować o wysokości dźwięku, więc Lars też się bardzo dobrze w tym odnalazł. Po latach uprawiania muzyki mógł dużo swobodniej potraktować system tonalny i mam wrażenie, że czerpał z tego dużo przyjemności. To bardzo doświadczony muzyk, który umiejętnie lawiruje pomiędzy różnymi systemami strojenia. 

Ty masz trzy instrumenty, a Lars? 

Na trasie używamy dwóch kontrabasów, dlatego że niektóre utwory gramy w standardzie 432 Hz. Przestrajanie kontrabasu na oczach publiczności i potem powrót do strojenia 440 Hz byłoby uciążliwe, więc mamy dwa kontrabasy, które Lars jeszcze wspomaga swoją elektroniką, ale tak naprawdę to jest jeden instrument, tylko w dwóch opcjach, a Lars może traktować wysokość dźwięku bardzo swobodnie, regulując ją za pomocą stawiania palców na gryfie w dowolnym miejscu. 

Czyli, myśląc dwunastkowo, może nie trafić w dźwięk... 

Może nie trafić, ale nawet wtedy mamy większą możliwość manewru, bo mamy dostępnych bardzo dużo różnych dźwięków. Do dyspozycji mamy ich około 30 w oktawie zamiast 12, których się tradycyjnie używa. 

Ta płyta ma rodzaj oddechu i niesamowity klimat. Ale przy pierwszym spotkaniu jej brzmienie może zaskoczyć. Koncertujecie od listopada. Jak reaguje publiczność? 

Komentarze są różne. Pianiści starszej daty, którzy słyszą tę muzykę, mówią wyraźnie, że trzeba się przyzwyczaić i to brzmi dla nich jak coś obcego. Jest też dużo ludzi, którzy odbierają to bardzo pozytywnie, rozumiejąc, że to jest po prostu deprogramacja umysłu. Odbieramy muzykę jako coś oczywistego, a kiedy się to matematycznie policzy, to jest zwykły, ordynarny system dwunastkowy, w który zostaliśmy wszyscy wtłoczeni, nawet o tym nie wiedząc. Myślimy, że słuchamy muzyki, a tak naprawdę słuchamy matematyki. Nasza muzyka nie wszystkim się od razu podoba, ale wszyscy mają wrażenie, że to nie jest głupie, że to nie jest bzdura, tylko rzeczywiście jest coś na rzeczy. Coś, co wymaga przemyślenia, zrozumienia i przyjęcia. Wydaje mi się, że w kontekście unifikacji kultury i próby przejęcia kultury przez sztuczną inteligencję tego rodzaju projekty są nadzwyczaj wartościowe. Wymagają zupełnie nowych algorytmów, na które wirtualny świat nie jest jeszcze gotowy. Udowadniają, że natura ludzka, obdarzona intuicją, inspiracją i pragnieniem poszukiwania abstrakcyjnego piękna, wykazuje swoją przewagę nad sztuczną inteligencją, która posługuje się sztywnymi danymi. 

Mam wrażenie, że Twoja publiczność jest bardzo otwarta. A dla Ciebie to jest eksperyment czy coś więcej?

Dla mnie to dużo więcej niż eksperyment. To otwarcie muzyki na nowe możliwości, które właściwie w tym momencie się nie kończą. Ilość zestawień jest nieograniczona. Można zestawiać ze sobą przeróżne systemy strojenia i wyginać oczywistą dla nas tonalność w bardzo różny sposób. To daje też umysłowi możliwość zabawy już na innych poziomach. Dla mnie to nowy wymiar wolności dzięki temu, że zastosowałem trzy muzyczne, niewolnicze systemy równocześnie, chociaż oczywiście, jeżeli chodzi o zmaterializowanie tego świata, to jest to dosyć skomplikowane, bo trzeba przywieźć na koncert trzy fortepiany. Mamy trzy razy więcej strojenia, trzy razy więcej mikrofonowania, komplikuje się też nagłośnienie. To wszystko wymaga dużego nakładu pracy, ale jest tego warte. 

Masz poczucie, że po tych kilku koncertach na trasie rozumiecie się muzycznie lepiej? Wiadomo, że każdy materiał trzeba "ograć". Czy w tym przypadku to wciąż wyzwanie? 

To ciągle jest wyzwanie, bo co chwilę wybucha jakiś pożar do ugaszenia. Przynajmniej u mnie tak jest, bo albo mi się te fortepiany mylą, mylą mi się pedały i klawiatury. Te wszystkie klawiatury wyglądają tak samo, ale zupełnie inaczej brzmią, więc zdarzają się jakieś wpadki, ale my jesteśmy improwizatorami. Jazz jest muzyką, która szanuje błędy i używa ich jako części wypowiedzi. Tak jak w życiu - jeżeli pojawi się błąd, to otwierają się nowe możliwości i trzeba je jakoś ograć za pomocą improwizacji.

Myślałam, że po "Piano Phase" - kompozycji z przesunięciem w czasie stworzonej dla dwóch pianistów, którą zagrałeś samodzielnie na dwóch fortepianach - nic już nie jest straszne.  

"Piano Phase"to było zupełnie co innego - tak naprawdę to była kontrola mięśniowa, a nie muzyczna. Ale faktem jest, że to, czego się nauczyłem przy "Piano Phase", bardzo mi się przydaje przy obsłudze tych trzech instrumentów. Dopiero wypracowuję sobie język, który używa tych trzech różnych strojeń, i jestem na samym początku drogi. W systemie dziesiętnym są interwały, do tej pory nieistniejące, więc ja nawet nie wiem, który z nich jest dysonansem (nieprzyjemnym brakiem współbrzmienia - przyp. red.), a który z konsonansem (harmonicznym współbrzmieniem - przyp. red.). Co ciekawe, jedyny znany mi interwał na fortepianie dekafonicznym to tzw. tryton. Jest on uważany za diabelski i najbardziej dysonansowy interwał. Więc jedynym konsonansem jest dysonans. To jest wejście w zupełnie nowe paradygmaty postrzegania muzyki i będzie wymagało dużo czasu, żeby się w ogóle rozeznać, jak to wszystko działa i jak ciało na to reaguje, jak reaguje na to psychika i jak to wszystko posegregować. 

Będziesz to rozwijał?

Mam wrażenie, że to nie jest ślepa uliczka, jak chociażby dodekafonia (technika kompozytorska oparta na skali dwunastodźwiękowej, która powstała w dobie upadku tonalności w muzyce, gdy wszystkie dźwięki skali chromatycznej były traktowane równoprawnie - przyp. red.), która okazała się poniekąd muzealnym rozdziałem historii muzyki i swoistą ciekawostką. Tutaj, mam wrażenie, jest perspektywa rozwoju. Czeka nas dużo różnych, nowych, ciekawych odkryć. Zapraszamy serdecznie, bo warto się zagłębić w oprogramowanie własnego umysłu. Ten projekt wiąże się z pewnego rodzaju cierpieniem, ale też z poczuciem nowej wolności. W rozwoju nie jest najtrudniejsze uczenie się nowych rzeczy - najtrudniejsze jest oduczanie się starych.

Rozmawiała Agnieszka Nawrocka

  • Możdżer/ Danielsson/ Fresco
  • 4.02, g. 19
  • Sala Ziemi, MTP
  • bilety od 169,50 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025