Poznań w latach 50.

Wielkopolska, z głęboko zakorzenionymi tradycjami katolickimii demokratycznymi, była dla komunistów trudnym regionem. Nie rozumieli oni jej specyfiki, uznając ją za obszar dość zasobny i dobrze zorganizowany. Skutkowało to nieadekwatnym do liczby mieszkańców przydziałem środków z budżetu centralnego.

Utrata przez Poznań w 1950 roku statusu miasta wydzielonego spowodowała przeznaczanie na jego rozwój znacznie mniejszej ilość środków niż na inwestycje w innych miastach. W przeliczeniu na mieszkańca Poznań otrzymywał 368 zł, podczas gdy stolica 1276 zł. Udział Wielkopolski w środkach rozdzielanych centralnie był nieproporcjonalny do jej potrzeb. Poznań jako jedno z największych miast w kraju otrzymywało stosunkowo niskie środki na rozwój infrastruktury, a jego budżet zależał jedynie funduszy wojewódzkich.

Wprowadzony w 1950 roku plan odbudowy gospodarczej kraju, tzw. sześciolatka, pogorszyłi tak już niełatwą sytuację Wielkopolski i Poznania. To właśnie mieszkańcy tego regionu mogli mieć najwięcej powodów do niezadowolenia, ponieważ ich położenie należało do najtrudniejszych w kraju. Wprowadzona zgodnie z planem 6-letnim przebudowa wsi oraz kolektywizacja pogorszyły sytuację chłopów. Silne ekonomicznie gospodarstwa stały się celem ataków władzy. Poprzez wprowadzanie wysokich podatków, obowiązkowe dostawy, ograniczenie dostępu do nawozów sztucznych czy maszyn dążono do zniszczenia tzw. "kułaków". Zabiegi te uderzały w podstawę gospodarki regionu. Ograniczono produkcję rolną, załamywał się prywatny handel i rzemiosło, którego wyniszczanie było celowe. Zaniżano również nakłady na ochronę zdrowia, oświatę, gospodarkę komunalną. Problem stanowiły pogarszające się warunki mieszkaniowe poznaniaków, na co wpływ miały zniszczenia wojenne, coraz większa liczba ludności miasta (w 1939 roku 272 tys., a w 1955 już 373 tys.) oraz niskie środki przeznaczane na budownictwo. Na gorsze zmienił się standard mieszkań  - przed wojną mieszkały w nich pojedyncze rodziny, później na skutek "dokwaterowywania" lokowano w nich nawet kilkanaście, a niekiedy i kilkadziesiąt osób.

Szczególnie dotkliwe dla Poznaniaków były pogłębiający się od połowy 1951 roku problem braku artykułów żywnościowych. W 1953 roku zlikwidowano bony na mięso, jednocześnie podnosząc ceny. Ponadto zmniejszono dostawy środków czystości, a od sierpnia 1955 do maja 1956 roku stale brakowało masła i węgla.

Gdy wiosną 1956 roku władze miejskie Poznania wystąpiły do Warszawy o zwiększenie przydziału na zaopatrzenie ludności, odmówiono, wyjaśniając, iż zdyscyplinowani mieszkańcy Poznania "zrozumieją lepiej trudności gospodarcze". Jednak poznaniacy nie zamierzali dłużej biernie przyglądać się łamaniu ich praw. W mieście zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki buntu.

Kinga Przyborowska

Źródło: Edmund Makowski, Poznański Czerwiec 1956. Pierwszy bunt społeczeństwa w PRL, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2006.