Wystawa Piotra Bosackiego i Michała Smandeka - By eukaryotes
By eukaryotes
Artyści w swych kontaktach zawodowych dużo żartują. Na pewno częściej niż prawnicy. (Nawiasem mówiąc, jest to ciekawy temat potencjalnych badań statystycznych w zakresie nauk o sztuce). Wynika to chyba z faktu, że zazwyczaj trudno powiedzieć, co jest meritum zjawiska artystycznego. Jeśli więc ktoś uprawia zawód artysty, czyli zawód o nieokreślonym meritum, to siłą rzeczy wiele ma to wspólnego z żartem.
Wystawa nasza miała początkowo mieć tytuł "Glony i pszczółki" (tak sobie żartowaliśmy), ponieważ Smandek zrobił obiekty związane z ulami, a ja zrobiłem obiekty związane z roślinnością akwariową. Oczywiście nie mogliśmy dać takiego tytułu, ponieważ brzmiałby zanadto infantylnie. Do tego mógłby ktoś pomyśleć, że pszczoły i rośliny wodne stanowią meritum naszych prac, a tego byśmy nie chcieli ze względu na domyślną nieokreśloność sensu dzieła.
Nie ulega jednak wątpliwości, że wytwory prezentowane na wystawie są dziełem pszczół, roślin i nas (ludzi). Szukaliśmy więc wspólnej nazwy dla tych trzech głównych grup wykonawczych. Termin Eukarioty jest tu idealny. Eukarioty (jądrowce) to domena obejmująca rośliny i zwierzęta, a więc: pszczoły, mech jawajski, glony nitkowate, moczarkę kanadyjską i homo sapiens. Stąd tytuł By eukaryotes.
W związku z powyższym przeciętnemu bywalcowi wernisaży (który z jakiegoś powodu poczuwałby się do obowiązku refleksji teoretycznej) przyszłyby na myśl wątki ekologiczne, albo nawet posthumanistyczne: na przykład koncepcja pokrewieństwa i wspólnoty wszystkich istot; dalej wątek odrzucenia perspektywy antropocentrycznej, i w konsekwencji, wątek odrzucenia hierarchii między człowiekiem, pszczołą i glonem.
Powiem krótko, nadając wystawie tytuł By eukaryotes, nadal raczej żartowaliśmy, niż zgłębialiśmy tajemnice posthumanizmu (jeśli miałbym wybierać między tymi dwoma możliwościami). W tym żarcie chodzi o to, że zrobiliśmy wystawę razem z pszczołami i roślinami wodnymi. Koniec. Nic więcej tam nie ma. I może dobrze, ponieważ do koncepcji posthumanistycznych mam pewien dystans.
Dla przykładu, (głoszona przez człowieka) koncepcja odrzucenia perspektywy antropocentrycznej, skądinąd bardzo piękna w swej mitycznej utopii (chociażby dlatego, że poszerza świadomość ekologiczną i horyzonty nauk przyrodniczych), robi wrażenie filozoficznego greenwashingu. (Przy czym mówiąc "filozoficzny", jesteśmy łaskawi, ponieważ w istocie nie jest on filozoficzny, lecz nomenklaturowy). Wystarczy tylko trochę sceptycyzmu, by pomyśleć: Człowiek, który deklaruje, że "rezygnuje z perspektywy człowieczej", jest jak ten sadownik, który prowadząc swą "politykę sadowniczą", wytruł prawie wszystkie drzewa, po czym ogłasza swe współczucie dla wszystkich roślin, i mówi, że warto by spojrzeć na sprawę spoza perspektywy "sadownictwa". W imię nowego otwarcia zmienia nazwę swego skompromitowanego przedsiębiorstwa z "sadownictwo" na "postsadownictwo". Dodatkowo zapada na schizofrenię, by sam móc wierzyć w to, że dzięki "odnowie pojęć", już przyszłego lata, jako postsadownik, cieszyć się będzie plonami, jakich dotąd nie widziano. (Przy czym uwaga o schizofrenii to punkt widzenia zewnętrznego obserwatora, który nie rozumie, że to nie nazwy się zmieniły, tylko istota rzeczywistości. W gruncie rzeczy też nie można tu mówić o zmianie nazwy, ponieważ "sadownictwo" już nie istnieje. Nie można zmienić nazwy czegoś, czego nie ma).
Piotr Bosacki
_
Wystawa czynna:
- wtorek-piątek 11:00-19:00
- sobota 12:00-17:00