Powiększ tekst

Spotkanie z Jackiem Wanginem promujące książkę 'Lucka rzecz'

22.03.2007
18:00
Antykwariat kawiarnia 'Pokój z widokiem', ul. Śródka 1, Poznań
Wstęp wolny
Opis

Jacek Wangin - ur. w 1969 r. w Lidzbarku Warmińskim, mieszka i pracuje w Gdańsku, prozaik, absolwent filologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Publikował m.in. w "Autografie", "Frazie", "FA-arcie", "Opcjach", "Studium", "Pograniczach". Debiutował w 2003 roku zbiorem opowiadań "Gdy wrony zawrócą".

"Lucka rzecz" to pierwsza powieść w dorobku gdańskiego prozaika Jacka Wangina, który przed czterema laty zadebiutował zbiorem opowiadań "Gdy wrony zawrócą". Z pozoru jest to rzecz, jakich napisano mnóstwo: jeszcze jedna historia szlachetnego i ambitnego młodzieńca, który wraz z końcem studiów rozpaczliwie szuka dla siebie miejsca i szybko orientuje się, że cały świat jest przeciwko niemu. Owszem - schemat ten sam, ale zupełnie inne konkluzje. Zaskakujące.

Rzecz dzieje się ok. roku 2000 w Gdańsku. Lucek, ubogi chłopak z małego miasteczka, kończy polonistykę i marzy o lepszym życiu. Nie tylko marzy, ale i coś próbuje dla siebie zrobić. Ma godziny zlecone w szkole, wynajmuje się do pracy fizycznej na targowisku, chce zostać dziennikarzem lokalnej gazety, usiłuje zaistnieć jako prozaik, stara się też o przyjęcie na studia doktoranckie (głównie po to, żeby móc dalej mieszkać w akademiku). Mniej uważny czytelnik gotów pomyśleć, iż Wangin rozgrywa tę partię klasycznie - staje po stronie bohatera, sugeruje, że Lucek jest świetny i mądry, a rzeczywistość fatalnie urządzona. Jasne - świat jest skandalem. A sam Lucek? Czy aby nie myli się co do siebie?

Lucek przemawia jako narrator. Usiłuje nas przekonać, że lokalny dziennik to instytucja opanowana przez starych, zdemoralizowanych cwaniaków, a praca w szkole lub kariera akademicka to nieporozumienie.
Kariera literacka jest iluzją, gdyż - jak twierdzi Lucek - nikt dziś książek nie czyta. Bohater nie mówi nam całej prawdy. Nie ma kwalifikacji dziennikarskich, tylko chęci. Belfrem lub uczonym humanistą być nie chce, ponieważ pragnie być królem życia ("skóra, fura i komóra"). Wreszcie jego proza jest permanentnie odrzucana przez wydawnictwa. Pewnie dlatego, że jest kiepska. Pamiętajmy, że Lucek jest narratorem. Kiedy jest przy głosie, wszystkie zdarzenia interpretuje na swoją korzyść. Jak więc pisarz przemyca wątpliwości na temat bohatera? Bardzo sprytnie. Np. w ten sposób, iż na karty powieści wprowadza "anioła stróża". To Stanisław Wokulski, który zjawia się jako duch i mówi Luckowi, co dla niego dobre. Rzeczywiste kompetencje polonistyczne bohatera powieści Wangina obnaża to, iż z przybyszem z arcydzieła Prusa Lucek nawiązuje dialog, odwołując się do stereotypów rodem ze szkolnych bryków. Nie znaczy to jednak, że z chwilą odkrycia nieprzyjemnej prawdy o sobie bohater musi popaść w frustrację. I dla "łosia" - jak mówi o sobie Lucek - znajdzie się miejsce na tym świecie. Los zrazu zsyła bohaterowi uroczą Zosię, a chwilę później - ciążę Zosi. Dość kombinowania, czas zatroszczyć się o przyszłą rodzinę.
Lucek jeszcze trochę się miota. W finale powieści widzimy go, jak staje się "żywym dziełem sztuki". W tej roli pojawia się na czymś w rodzaju orgii zorganizowanej przez zblazowane artystki. To przełomowe doświadczenie. Lucek wreszcie zrozumiał, że jedyne, czym naprawdę dysponuje, to jego młodość i cielesność, a te atrybuty zawsze będą podlegały uprzedmiotowieniu. Przeznaczeniem bohatera powieści Wangina jest normalność (tu: mieszczańska stabilizacja). To właśnie zwyczajność jest tytułową "rzeczą Lucka", jak najbardziej ludzką rzeczą. Przy czym nie ma mowy o porażce lub ucieczce w prywatność. Tu chodzi o sens życia: "Odtąd zawsze będę mył talerze i przynosił nagrody kwartału. Zapracuję na mieszkanie dla Zosi i naszej córeczki, a w rocznicę ślubu przyniosę kwiaty".

Drukuj tekst
Pokaż kod QR