Rumunia bez wampirów

12 i 13 grudnia w Polskim Teatrze Tańca odbędzie się światowa premiera spektaklu Toaca. To główne wydarzenie w dziedzinie sztuk performatywnych w ramach Sezonu Kulturalnego Rumunia - Polska 2024-2025. O tej szczegółach realizacji opowiadają jej choreografowie Ștefan Lupu i Andrea Gavriliu. 

. - grafika artykułu
Ștefan Lupu, fot. archiwum prywatne

Pracę nad spektaklem poprzedziły warsztaty z tancerzami Polskiego Teatru Tańca. Jak wyglądały, co się działo?

Andrea Gavriliu: Przyjechałam do Polskiego Teatru Tańca w maju tego roku. Warsztaty z tancerzami trwały pięć dni. Byłam bardzo podekscytowana możliwością wystawienia z nimi Bolera Ravela i miałam już przygotowany materiał ruchowy. Wszystkie moje plany legły nagle w gruzach już pierwszego dnia, kiedy usłyszałam, że moja praca musi zawierać bardzo specyficzne rumuńskie mity i legendy... Powstał nawet scenariusz, co jeszcze bardziej ograniczało mój twórczy punkt widzenia. Po rozmowie z producentami doszliśmy jednak do porozumienia: zwrócono mi "wolność", pod warunkiem, że to, co zaproponuję będzie miało rumuński posmak.

Sam warsztat obejmował różne metody i techniki, które zwykle wykorzystuję w swojej pracy i nauczaniu: improwizację, pracę na podłodze, stały materiał ruchowy czy ćwiczenia rytmiczne i koordynacyjne. To wszystko ma na celu obserwację umiejętności tancerzy, ich mocnych i słabych stron, upodobań i antypatii. Bardzo się ucieszyłam, że znalazłam dobrze wyszkoloną i wszechstronną grupę, ale podkreślam, że każda osoba jest wyjątkowa na swój sposób. I ta wyjątkowość właśnie jest bardzo cenna przy tworzeniu dzieł teatru fizycznego, jak lubię nazywać to, co robię.

Ștefan Lupu: Warsztat rozpoczął się dyskusją, podczas której starałem się poznać tancerzy osobiście i zawodowo, próbując jednocześnie zrozumieć artystyczne potrzeby zespołu. Podczas pierwszej sesji roboczej odkryłem kilku bardzo utalentowanych i otwartych tancerzy. Skupiłem się również na łączeniu elementów aktorstwa z tańcem współczesnym.

Co Was zaskoczyło w pracy z tancerzami?

A. G.: Przyzwyczajona do pracy głównie z aktorami, z radością zobaczyłam, jak szybko tancerze rozumieją, zapamiętują i wykonują materiał ruchowy. Niekoniecznie mnie to zaskoczyło, ale muszę przyznać, że czułam się niezręcznie, nie musząc wielokrotnie pokazywać tego samego ruchu, do czego jestem przyzwyczajona. Moje jedyne rozczarowanie dotyczyło punktualności, której niektórym brakuje... Wśród tancerzy panował także ogólny stan zmęczenia wynikający z bardzo napiętego harmonogramu. I przypuszczam, że to był powód oporu niektórych z nich wobec moich propozycji. Wyobrażałam sobie, że będą zachwyceni tańcem w maskach, bo to coś zupełnie nowego i wykraczającego poza ich rutynę, ale okazało się to obciążeniem. Ogólnie rzecz biorąc, występowanie z maską wiąże się z dostępnością i zabawą. Bardzo miłym zaskoczeniem było także to, jak ładnie nauczyli się grać na toace!

Ș. L.: Ja byłem mile zaskoczony ich otwartością na moje propozycje i ich wysiłkiem, żeby zrozumieć język, który zasugerowałem. Byłem zachwycony ich kreatywnością, gdy wspólnie budowaliśmy niektóre części choreografii. Ich wkład pokazał, jak bardzo jest to oddany i zjednoczony zespół.

W Polsce rumuńska kultura nie jest znana. A jak jest z polską w Rumuni?

A. G.: Myślę, że nie jesteśmy zbyt zainteresowani kulturami bardzo podobnymi do naszej. Bardziej pociąga nas egzotyka, nieosiągalność. Niektórzy Rumuni byli w Tajlandii i Meksyku, ale nigdy w Serbii ani na Węgrzech. Dlatego - nie, polska kultura nie jest w Rumunii zbyt popularna. Wszystko zależy od osobistej ciekawości. Sama dzięki teatrowi miałam okazję uczestniczyć w festiwalach w Gdańsku, Białymstoku i Olsztynie. Dzięki zainteresowaniom kinematografią widziałam też różne polskie filmy.

Ș. L.: W Rumunii wiadomo całkiem sporo o niektórych polskich gałęziach sztuki, ale dopóki nie zapoznasz się bezpośrednio z polską historią, tradycją i kulturą, masz o niej tylko mgliste pojęcie...

O czym jest Toaca?       

A. G.: Toaca jest połączeniem trzech różnych perspektyw spojrzenia na Rumunię w jednym spektaklu tańca współczesnego. Jest to zatem tryptyk stylów, wizji, estetyki, uczuć. Nie wiem jeszcze, jak wyglądają prace Mădăliny Dan i Ștefana Lupu, bo są w trakcie tworzenia, ale moja jest ironicznym ukłonem w stronę wiejskiej Rumunii. Stamtąd pochodzą tradycyjne maski, których używam. Bawiłam się kontrastami, które są bardzo powszechne w rumuńskiej kulturze i społeczeństwie: fanatyzmem religijnym, który idzie w parze z pogańskimi przesądami. Poszłam tą drogą ze względu na toakę, instrument, którego obecność w spektaklu była pomysłem dyrektorki PTT Iwony Pasińskiej. Toaca i dzwony są jedynymi instrumentami akceptowanymi przez rumuńską cerkiew prawosławną i obydwa ogłaszają początek ceremonii religijnej. Toaca jest dość rzadka, nie jest to coś, co często słyszymy we wszystkich kościołach, ponieważ używają jej mnisi i mniszki, którzy żyją w bardziej odległych klasztorach.

Ș. L.: Toaca opowiada o przecięciu kultur rumuńskiej i polskiej. Dzięki temu projektowi mogę lepiej zrozumieć polskiego ducha, który współgra z tematami obecnymi również w kulturze rumuńskiej.

Z jakich technik korzystacie?

A. G.: Jeśli chodzi o ruch, łączę różne techniki, w zależności od tego, co chcę uzyskać z danej sceny. Bawię się kontrastami, tak jak wspomniałam wcześniej w kwestii koncepcji mojego dzieła. Można to opisać jako dwubiegunowość pomiędzy zwolnionym tempem a eksplozją. Jestem także fanką "KOVA", słownictwa opracowanego przez hiszpańskiego choreografa Marcosa Morau, które nadaje ruchowi nienaturalny, obcy charakter. Ponadto w spektaklu jest kilka wstawek z afrykańskimi ruchami tanecznymi, ponieważ chciałam nadać niektórym choreografiom charakter plemienny. I zainspirowała mnie do tego właśnie toaca, ponieważ wydaje z siebie coś w rodzaju niewyrafinowanego, rdzennego dźwięku. Użyłam bardzo niewielu elementów inspirowanych rumuńskimi tańcami ludowymi, ponieważ chciałam uniknąć nadmiaru i banału.

Ș. L.: Jestem artystą, który pracuje zarówno z aktorami, jak i tancerzami, i lubię stosować fuzję w sztuce. W tym spektaklu odnajdujemy elementy teatru fizycznego, tańca współczesnego, commedii dell'arte i realizmu psychologicznego. Wszystkie oparte są na zastrzeżonej metodzie, którą nazywam "aktorstwem neowymiarowym", co jest wynikiem moich badań doktoranckich.

Co pokażą tancerze na scenie?

A. G.: Tancerze zaprezentują moje choreograficzne spojrzenie na Rumunię, pełne humoru, wrażliwości, ironii, piękna, dzikości, okrucieństwa, poezji...

Ș. L.: A ja zapraszam Państwa w podróż do rumuńskiej Polski i polskiej Rumunii.

Co usłyszymy? Co z muzyką?

A. G.: Dźwięk jest dla mnie niezwykle ważny we wszystkich moich pracach i w przypadku Toaca jest tak samo. Przy tej okazji po raz pierwszy nawiązałam współpracę z kompozytorem Claudiu Urse, którego znam już od dłuższego czasu. Jestem bardzo zadowolona z jego pracy, zarówno pod względem kreatywności, jak i profesjonalizmu. Ścieżka dźwiękowa, w przeciwieństwie do ruchu, jest bardzo rumuńska. Nawet jeśli jest to głównie muzyka elektroniczna, to jednak ma bardzo jasne kierunki. Pojawi się styl śpiewu knots z Transylwanii, śpiew kościelny w stylu bizantyjskim połączony z wirtuozowskim śpiewem manele - niesłusznie nazywanym na arenie międzynarodowej "cygańskim jazzem", retro popowa piosenka miłosna z okresu lat 80. i oczywiście tancerze grający na toace...

Ș. L.: Muzyka, skomponowana przez Claudiu Urse, to udane połączenie brzmień elektronicznych z tradycyjną muzyką rumuńską i polską, a także muzyką klasyczną. Efektem jest utwór eksperymentalny.

Czy przeciętny widz będzie to w stanie zauważyć jak wiele i co zaczerpnęliście z rumuńskiej kultury: ludowych tańców, instrumentów, muzyki?

A. G.: Myślę, że dla wszystkich widzów będzie całkiem oczywiste, że są świadkami scen z obcej kultury. Możliwe, że nie uchwycą wszystkich niuansów, bo spektakl teatru fizycznego jest stylizowanym aktem artystycznym, a nie dokumentem. Jestem bardzo ciekawa, czy odkryją różnicę między głosem ortodoksyjnego księdza a głosem śpiewaka manele. Bo to połączenie, które prawdopodobnie rozśmieszy niektórych Rumunów, a innych wyprowadzi z równowagi...

Ș. L.: W dużej mierze czerpałem z wpływu kultury rumuńskiej, która jest mi bardzo bliska, i włączyłem małe elementy z rumuńskiego folkloru. Myślę, że widzowie to zauważą, ponieważ różnią się one od polskich.

Z jakimi stereotypami dotyczącymi Rumuni walczycie? I czym jest ten kraj dla Was?

A. G.: Jednym z powodów, dla których odrzuciłam scenariusz, który wręczono mi pierwszego dnia pracy w PTT, była chęć uniknięcia klisz i stereotypów, takich jak wampiry i inne legendy, które nawet nie są autentycznie rumuńskie. To kraj, w którym się urodziłam i żyję, ze wszystkimi jego wadami i zaletami. Często myślę, że miałabym większe szanse, gdybym urodziła się gdzie indziej. Jednocześnie jestem wdzięczna za wiele aspektów mojego życia, które nie byłyby możliwe w innym kraju. Ludzie mają tendencję do ciągłego pragnienia czegoś innego, niż otrzymali, co powoduje, że zmagają się z frustracją. Tak, tęsknię za krajem bardziej wyrafinowanym, wykształconym i cywilizowanym, ale zawsze tęsknię też za powrotem do jego ciepłej, tętniącej życiem, kolorowej swojskości.

Ș. L.: Zamiast opierać się tym różnicom, postanowiłem je jeszcze bardziej podkreślić, stąd proponowana przeze mnie satyra na uprzedzenia wobec narodu rumuńskiego. Postanowiłem pozostać w Rumunii, ponieważ chcę budować i rozwijać wysokiej jakości pracę w mojej dziedzinie i zostawić po sobie coś znaczącego, co umieści mój kraj na światowej mapie kulturowej.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

  • Toaca
  • chor. Mădălina Dan, Andrea Gavriliu i Ștefan Lupu
  • Polski Teatr Tańca
  • premiera: 12 i 13.12, g. 20

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024